1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy: Boom na koronatesty

Marco Müller
7 kwietnia 2021

Podczas gdy większość Niemców spędzała święta wielkanocne na odpoczynku, w centrach testowych trwała wzmożona praca. REPORTAŻ

https://p.dw.com/p/3re8n
André Pils czeka na test
André Pils czeka na testZdjęcie: Marco Müller/DW

- Córka jeszcze nie bardzo chce. Jest nieco przestraszona. Robiła testy w szkole i było to dla niej trochę nieprzyjemne - mówi Jutta Pils. Wraz z mężem André, synem Steffenem i córką Carolin wybrała się w niedzielę wielkanocną do centrum testowania w Soest, 50-tysięcznym mieście w Nadrenii Północnej-Westfalii, na wschód od Zagłębia Ruhry. Rodzina Pilsów chce poddać się badaniu, "ponieważ chcielibyśmy świętować dzisiejsze popołudnie z naszą rodziną, jutro z drugą rodziną i czuć się trochę bezpieczniej". Ta czteroosobowa rodzina nie jest w tym osamotniona.

Pracownicy centrum obserwują gwałtowny wzrost liczby osób chcących poddać się testowi na koronawirusa. - Dwa miesiące temu, gdy dopiero co uruchomiliśmy nasze centrum, przychodziło do nas pięć - sześć osób, aby szybko wykonać test" - wspomina Paul Grüneberg, który w centrum testowym jest odpowiedzialny między innymi za sieć informatyczną i nazywa siebie "człowiekiem od wszystkiego". Tymczasem, jak mówi, chęć do zrobienia testu na koronawirusa w okresie wielkanocnym zgłosiło już 3 500 osób.

Państwo Pilsowie z Carolin i Steffenem przed centrum testowym w Soest
Państwo Pilsowie z Carolin i Steffenem przed centrum testowym w SoestZdjęcie: Marco Müller/DW

Boom na testy

Słuchając Paula Grüneberga, łatwo można odnieść wrażenie, że jest on kierownikiem działu w dużej firmie. Mówi, że firma "ogromnie zwiększyła liczbę pracowników" i obawia się, że wysoki popyt na terminy rezerwowane za pośrednictwem strony internetowej "zagraża podstawowej stabilności systemu". Paul Grüneberg ma jednak 16 lat i jest uczniem, a obecnie także - menedżerem. Centrum testowe w Soest mieści się bowiem w budynku służącym do spotkań miejscowych harcerzy.

Kierownikiem centrum jest Ralf Wischnewski; jego nazwisko przypomina o polskich przodkach, którzy emigrowali do pobliskiego Zagłębia Ruhry na początku XX wieku. Jest zawodowym strażakiem, duszpasterzem, ratownikiem medycznym i wykładowcą medycyny ratunkowej. Tak jest napisane na jego stronie internetowej. Szkoli również młodych ludzi w tej dziedzinie i w ten sposób poznał Paula Grüneberga, z którym obecnie prowadzi centrum testowe w Soest. I nie tylko to. Prowadzi w regionie jeszcze trzy inne centra testowe, opiekuje się przedszkolami i szkołami oraz: "Oprócz tego troszczymy się o inne instytucje, np. firmy, które się do nas zgłaszają, a nie są objęte programem testów dla obywateli".

Właśnie kupili kolejny namiot, aby móc testować wiele osób w trybie mobilnym. - Stworzyliśmy 35 miejsc pracy, z czego prawie połowa to praca na pełny etat - dodaje Ralf Wischnewski. Wygląda na to, że ludzie obecnie bardzo chętnie poddają się testom na koronawirusa. Do tego zachęcają także politycy. Tak długo, jak nie można zaszczepić wystarczającej liczby osób, powinny one przynajmniej mieć możliwość regularnego robienia testów. Każdy obywatel może raz w tygodniu wykonać taki test bezpłatnie. W takim przypadku 18 euro za test przejmuje kraj związkowy Nadrenia Północna-Westfalia.

Ralf Wischniewski
Człowiek-orkiestra: Ralf WischniewskiZdjęcie: Marco Müller/DW

Testy funkcjonują, szczepienia idą ospale

Najwyraźniej jednak nie wszyscy chętnie poddają się testom. Tak jak Carolin Pils. Jej brat Steffen marszczy czoło, ale ze spokojem znosi  czynność, podczas której patyczek zostaje wepchnięty głęboko do nosa. Carolin nie ma na to ochoty. Ale pracownicy centrum testowego mają na to sposób. Proponują test śliny. To ostatecznie przekonuje Carolin.

Po kilku minutach cała rodzina Pilsów ma testy już za sobą - i znowu na jest zewnątrz. Tak właśnie musi być. Chętni umawiani są w 5-minutowych odstępach.

- Wolałbym, żeby w końcu można było się zaszczepić - mówi Michael Schnigge, wychodząc z centrum. Prowadzący własną działalność gospodarczą rzeczoznawca samochodowy ma 61 lat; tym samym należy więc do grupy osób powyżej 60. roku życia, które od soboty - przynajmniej teoretycznie - mogły zgłosić się do zaszczepienia szczepionką firmy AstraZeneca. - Wczoraj to była katastrofa - mówi Michael Schnigge. Najpierw, jak powiedział, próbował przez Internet, potem przez telefon. - Dzwoniłem przez prawie cały dzień. Cały czas było zajęte. O 17.00 w końcu się dodzwoniłem. A oni powiedzieli mi: wszystkie terminy są już zarezerwowane.

To nie pojedynczy przypadek. Strategia szczepień w Niemczech jest ostro krytykowana, ponieważ z powodu niedoboru szczepionek w pierwszym kwartale przeciwko koronawirusowi zaszczepiono tylko około dziesięciu procent ludności. Z drugiej strony, testowanie przebiega sprawnie jak na taśmie montażowej.

Państwo Kordtowie na swojej posesji
Tak wyglądały trzy tygodnie państwa Kordtów - mąż na piętrze, żona z dzieckiem na parterzeZdjęcie: Marco Müller/DW

"To jest bardzo miła Wielkanoc".

Podczas gdy Michael Schnigge daje upust swojemu rozczarowaniu z powodu chaosu ze szczepionkami, rodzina Kordtów okazuje ulgę. Ostatnie trzy tygodnie były koszmarem dla tej czteroosobowej rodziny.

- Nieco ponad trzy tygodnie temu spotkałem się wieczorem z przyjacielem, który rano wykonał szybki test na koronawirusa - opowiada Christoph Kordt. Wtedy po wielu miesiącach przerwy spotkaliśmy się wieczorem i spędziliśmy razem kilka godzin. Niedługo później jednak u kolegi stwierdzono wynik pozytywny. Test oddaje bowiem stan chwilowy.

Po tej wiadomości Christoph Kordt natychmiast się odizolował. Spędził ostatnie tygodnie w sypialni na pierwszym piętrze domu, jego żona Lina Kordt-Lisztewink opiekowała się rocznym Nalu samotnie na parterze, a 12-letni Luca został przetransportowany do dziadków. Christoph Kordt regularnie sam robił sobie testy. Początkowo wyniki były negatywne - po niespełna tygodniu nagle wynik był pozytywny. Od tego momentu rozpoczęła się właściwa, dwutygodniowa kwarantanna.

- Te trzy tygodnie kwarantanny były trudne - mówi Christoph Kordt, u którego covid miał łagodny przebieg. Był sam w swoim pokoju, nie mógł nic robić i miał świadomość, że przez ten czas był dla rodziny raczej ciężarem. Żona Lina zawsze podrzucała jedzenie do dobrze wentylowanej garderoby i wołała go. To już się skończyło - mówi z ulgą pan Christoph. Po tym jak cała rodzina otrzymała negatywny wynik mogli wreszcie razem spędzić Wielkanoc. - To jest bardzo miła Wielkanoc. Nie wyobrażasz sobie, jak długie mogą być trzy tygodnie - dodaje Christoph Kordt.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>