1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niebezpieczne asteroidy. Niepokój o Ziemię

5 maja 2018

Amerykański Kongres już 22 lata temu nakazał agencji NASA sprawdzenie wokółziemskiej przestrzeni na obecność asteroidów, które mogłyby znaleźć się na kolizyjnym kursie z naszą planetą.

https://p.dw.com/p/2xBrf
Erdnahe Asteroide und Kometen
Zdjęcie: NASA/JPL/JHUAPL

Gdy 15 lutego 2013 roku rano nad Czelabińskiem na południowym Uralu eksplodował meteor o średnicy kilkunastu, a może nawet 20 metrów, wywołana przezeń fala uderzeniowa uszkodziła kilka tysięcy budynków, a ponad 1600 osób zostało zranionych. Świat obiegły spektakularne zdjęcia wybuchu przypadkowo zarejestrowane kamerą samochodową.

Nie było to pierwsze tego typu zdarzenie w dziejach ludzkości, choć nigdy żadne nie dotknęło aż tylu ludzi. Ponad sto lat wcześniej meteor tunguski położył 60 milionów drzew na obszarze około 2000 km2 syberyjskiej tajgi. To mniej więcej obszar ziemi kłodzkiej w Polsce czy też gór Harzu w Niemczech. Śmierć poniosły jednak tylko dwie osoby, a i to nie jest pewne.

Ale tak wielkie meteory trafiają w Ziemię raz na tysiąc lat, a jedynie co dziesiąty, a może nawet co dwudziesty lub trzydziesty, miałby szansę uderzyć w tereny gęsto zaludnione – ocenia Alan Harris, emerytowany badacz z kalifornijskiego Jet Propulsion Laboratory, cytowany w najnowszym, datowanym na czerwiec, wydaniu amerykańskiego miesięcznika astronomicznego „Sky & Telescope”, którego wiodącym tematem jest groźba zagłady ludzkości wskutek zderzenia Ziemi z asteroidą lub kometą.

Koniec ery dinozaurów

Na kolizyjnym kursie z naszą planetą w jej zamierzchłych epokach znalazły się już znacznie większe obiekty. Ślady po nich przetrwały w 190 miejscach, które są wyszczególnione w Earth Impact Database, jako potwierdzone kratery meteorytowe. Resztę zniszczyły tektonika i erozja.

Alan Harris: Wielkie meteory trafiają w Ziemię raz na tysiąc lat
Alan Harris: Wielkie meteory trafiają w Ziemię raz na tysiąc latZdjęcie: DLR

Chyba najważniejszym jest krater Chicxulub o średnicy 180 kilometrów na meksykańskim półwyspie Jukatan. Niestety, nie widać go ani z powierzchni, ani z lotu ptaka. Jest bowiem przykryty grubą na 300 do 1000 metrów warstwą osadów. Jego istnienie udało się udowodnić dopiero na podstawie pomiarów anomalii magnetycznych i grawitacyjnych w 1991 roku. Powstał 65 milionów lat temu, gdy w Ziemię trafiła bądź asteroida o średnicy około 10 km i masie biliona ton, bądź mniejsza, ale znacznie szybciej poruszająca się kometa. Jak twierdzą dziś naukowcy, to właśnie ta kosmiczna katastrofa, spowodowała wymarcie dinozaurów.

Jak na Księżycu

Ale są i takie kratery, których ślady wciąż są widoczne gołym okiem, na przykład z samolotu. Kilka z nich widział w trakcie swych lotów Ralph Lorenz z Johns Hopkins Applied Physics Laboratory w Laurel, Maryland. Ich zdjęcia publikuje we wspomnianym wyżej miesięczniku. Zaczyna od słynnego Krateru Meteorytowego koło Flagstaff w Arizonie, który widziany z lotu ptaka wygląda jak te na Księżycu. Uchodzi za najlepiej zachowany krater uderzeniowy na Ziemi. Ma kilometr średnicy, powstał 50 tysięcy lat temu.

Kolejny to pięciokilometrowej średnicy Upheaval Dome w Parku Narodowym Canyonlands w południowo-wschodniej części stanu Utah. Największym obiektem, który Lorenz sfotografował, jest jednak sztuczne jezioro Manicouagan w Kanadzie, 800 km na północny wschód od Toronto. Woda wypełniła koliste zagłębienie wewnątrz 72-kilometrowego krateru, który powstał 214 milionów lat temu wskutek uderzenia meteorytu o średnicy pięciu kilometrów. Zbiornik ma kształt pierścienia.

Krater uderzeniowy Chicxulub na Jukatanie
Krater uderzeniowy Chicxulub na JukatanieZdjęcie: Getty Images/NASA

Lorenz zrobił też zdjęcia syberyjskiego jeziora Elgygytgyn na Czukotce, które ma 12 km średnicy i wypełnia centralną część 18-kilometrowego krateru sprzed 3,5 milionów lat.

Kratery pod wodą

Gdyby Ralph Lorenz wybrał się do Europy, też miałby na co spojrzeć. Zwłaszcza w Skandynawii, gdzie znajdują się 22 z 41 potwierdzonych europejskich kraterów uderzeniowych (11 w Finlandii, 8 w Szwecji i trzy w Norwegii). Niemal wszystkie przykryte są wodą – także największy europejski krater meteorytowy, Siljansringen w Szwecji, o średnicy 52 km, w którym powstało jezioro Siljan.

Siedem kraterów znaleziono i potwierdzono w państwach bałtyckich, kolejnych siedem – na Ukrainie. Jeden jest na Białorusi, jeden we Francji, dwa w Niemczech i jeden w Polsce.

W Polsce tak naprawdę jest sześć kraterów, ale wszystkie znajdują się w jednym miejscu i powstały prawdopodobnie 5000 lat temu wskutek uderzenia fragmentów jednego meteorytu, który rozpadł się tuż przed uderzeniem. Znajdują się w okolicach dawnej wioski Morasko, która dziś jest częścią północnego Poznania. Oznaczone są literami od A do F – od największego (o średnicy 90 metrów), do najmniejszego (20 metrów). Jednak meteoryt Morasko nie należał do tych, które mogłyby zagrozić ludzkości – był zbyt mały.

Dziury w Jurze

Wielki, 25-kilometrowy krater uderzeniowy znajduje się natomiast na pograniczu Jury Szwabskiej i Frankońskiej w Niemczech. Powstał 15 milionów lat temu wskutek uderzenia meteorytu o średnicy jednego kilometra. Nazywa się Nördlinger Ries – od znajdującego się w samym jego środku miasta Nördlingen, nad którym dominuje wieża kościoła św. Jerzego zbudowanego z suevitu – skały powstałej w wyniku uderzenia.

Krater Nördlinger Ries na pograniczu Jur Frankońskiej i Szwabskiej z miastem Nördlingen w środku
Krater Nördlinger Ries na pograniczu Jur Frankońskiej i Szwabskiej z miastem Nördlingen w środkuZdjęcie: picture alliance-dpa/S. Puchner

W maju 1990 roku zostało tam otwarte Muzeum Krateru Ries prezentujące niezwykłą historię tego miejsca, a także innych kraterów meteorytowych. Tej opowieści towarzyszą informacje na temat powstania i budowy Układu Słonecznego: planet, asteroidów, komet oraz meteorów i meteorytów. Jedną z atrakcji jest kamień przywieziony z Księżyca przez załogę Apollo 16. Być może był to rewanż za gościnę. W 1970 kilku astronautów przygotowujących się do lotów na Księżyc odbyło w kamieniołomach Riesu trening geologiczny.

W Muzeum Krateru można do 19 marca 2019 roku obejrzeć także wystawę czasową poświęconą tak zwanym stożkom zderzeniowym – stożkowym skałom z charakterystyczną siecią spękań, które powstały w wyniku uderzenia meteorów. Po raz pierwszy zostały one znalezione w kraterze Steinheim, drugim takim obiekcie na terenie Niemiec. Znajduje się na Jurze Szwabskiej, 40 km na południowy zachód od Nördlingen. Powstał wskutek uderzenia stumetrowego meteorytu w podobnym czasie jak jego sąsiad. Być może nawet było to jedno wydarzenie, podczas którego doszło do uderzenia asteroidy i jej mniejszego satelity.

Nördlingen: Widoczny na zdjęciu kościół zbudowany został ze skały, która powstała wskutek uderzenia meteorytu
Nördlingen: Widoczny na zdjęciu kościół zbudowany został ze skały, która powstała wskutek uderzenia meteorytuZdjęcie: imago/imagebroker

Kosmiczne poszukiwania

Te pozostałości, niezależnie od tego, jak wielkich katastrof były dowodami, przez długie lata nie budziły wielkich emocji. Wydawały się bowiem jedynie świadectwem pradawnych dziejów Ziemi.

Jednak w 1994 roku zdarzyło się coś, czego nikt wcześniej nie widział. Odkryta rok wcześniej kometa Shoemaker-Levy 9 rozpadła się na 21 części, które potem, jedna za drugą, zderzyły się z Jowiszem.

To spektakularne wydarzenie uświadomiło ludziom, że coś podobnego może się zdarzyć i na Ziemi. W 1996 roku amerykański Kongres zlecił agencji NASA odnalezienie w ciągu kolejnych dziesięciu lat wszystkich bliskich Ziemi asteroidów o średnicy co najmniej kilometra. Zderzenie z takim obiektem mogłoby bowiem spowodować długotrwałą, globalną zimę i masową utratę żniw, co z kolei mogłoby doprowadzić do unicestwienia naszej cywilizacji.

Jak informuje „Sky & Telescope”, to zadanie udało się wypełnić w 95 procentach. Znaleziono 887 z oczekiwanych 934 (plus/minus 10) takich asteroidów. „Szczęśliwie żaden z nich nie znajduje się na kursie kolizyjnym z naszą planetą”, uspokaja miesięcznik.

Tymczasem NASA uznała, że należałoby się przyjrzeć także mniejszym ciałom niebieskim, o średnicy większej niż 140 metrów, które mogłyby spowodować większe katastrofy lokalne. Kongres podjął temat i polecił wytropienie do 2020 roku 90 procent z oczekiwanych 24 tysięcy takich obiektów. Do tej pory znaleziono ich jednak tylko 8100 i jest już jasne, że zadania nie da się wykonać w wyznaczonym terminie.

Tę sytuację mogłoby zmienić umieszczenie między Ziemią a Słońcem – tam, gdzie przyciąganie obu tych ciał niebieskich się równoważy – kosmicznego teleskopu, który mógłby przeszukiwać całą bliską Ziemi okolicę na obecność takich asteroidów i komet. Sęk w tym, że ten projekt, ochrzczony akronimem NEOCam, kosztowałby amerykańskiego podatnika 600 milionów dolarów, informuje „Sky & Telescope”.