1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Maryja Kalesnikawa. Tysiąc dni za kratkami

Wolha Werasowicz
7 czerwca 2023

Od trzech miesięcy nie ma kontaktu z białoruską więźniarką polityczną Maryją Kalesnikawą. DW rozmawiała o sytuacji uwięzionej działaczki z jej siostrą Tatianą Chomicz.

https://p.dw.com/p/4SFou
Siostra Maryi Kalesnikawej Tatiana Chomicz podczas ceremonii wręczenia Nagrody Karola Wielkiego
Siostra Maryi Kalesnikawej Tatiana Chomicz podczas ceremonii wręczenia Nagrody Karola Wielkiego Zdjęcie: Malte Ossowski/SVEN SIMON/picture alliance

Działaczka praw obywatelskich i krytyczka reżimu Maryja Kalesnikawa została aresztowana na Białorusi 7 września 2020 roku. 6 września 2021 roku sąd okręgowy w Mińsku skazał ją na podstawie trzech artykułów białoruskiego kodeksu karnego na jedenaście lat więzienia. Zarzucono jej między innymi spiskowanie w celu zdobycia władzy. 28 listopada 2022 roku Maryję przewieziono w stanie krytycznym z kolonii karnej nr 4 w Homlu na oddział intensywnej opieki medycznej i tam zoperowano. W lutym tego roku urwał się kontakt rodziny i osób wspierających z uwięzioną.

Jej siostra Tatiana Chomicz jest członkinią rady koordynacyjnej białoruskiej opozycji oraz współzałożycielką związku byłych więźniów politycznych i członków ich rodzin. Opowiada ona DW, co wie o Maryi Kalesnikawej i czy możliwe jest doprowadzenie do uwolnienia więźniów politycznych na Białorusi.

DW: Kiedy rozmawiała pani ostatnio z Maryją?

Tatiana Chomicz: Ostatnia jak dotąd poczta od Maryi doszła do mojego ojca 15 lutego. Była bardzo krótka – zwykła kartka pocztowa. Na początku lutego Maryję odwiedził adwokat, potem jednak kontakt się urwał. Do ostatniej dotychczasowej rozmowy telefonicznej doszło w listopadzie ubiegłego roku. Potem siostra miała operację i leżała przez ponad miesiąc w więziennym szpitali. Później nie udało mi się nawiązać z nią kontaktu. Także kiedy wyszła ze szpitala i znów musiała pracować, nie było już telefonów.

W grudniu, po operacji, pani ojciec zdołał jeszcze odwiedzić Maryję. Co powiedział o tym spotkaniu?

- To było krótkie, dosłownie dziesięciominutowe spotkanie, podczas którego mógł z nią porozmawiać, dotykać ją i objąć. Przez cały czas od jej uwięzienia nie było takich spotkań – tylko przez szklaną szybę i trwające zaledwie godzinę. Powinno być kilka takich spotkań w roku i powinny trwać dłużej – dwa lub trzy dni. Ojciec mówił, że widział, iż jest jej ciężko po operacji. Bardzo schudła, jakieś 15 kilogramów. Więzienne jedzenie jej nie służyło. Maryja była oczywiście bardzo wzruszona i ucieszona tym, że mogła zobaczyć ojca.

Jeszcze na wolności: Maryja Kolesnikawa na demonstracji w lipcu 2020 r.
Jeszcze na wolności: Maryja Kolesnikawa na demonstracji w lipcu 2020 r. Zdjęcie: Celestino Arce Lavin/ZUMA Wire/picture alliance

Jak często rozmawiała pani wcześniej przez telefon z siostrą?

- Normalnie maksymalnie dwa razy w miesiącu. Jeszcze w ubiegłym roku mogłyśmy prowadzić wideorozmowy – w 2022 roku było ich sześć. Były to oczywiście szczęśliwe, choć krótkie chwile. Jednak w sierpniu 2022 roku powiedziano Maryi, że w kolonii karnej nie wolno jej już prowadzić takich rozmów. Następnie było jeszcze kilka wideorozmów z moim ojcem, ale potem cała komunikacja się urwała.

Jak kierownictwo więzienia uzasadniło tę decyzję?

- Nie było wyjaśnień.

Co Maryja pisała w ostatnim liście?

- Pisała nam jak zawsze, żebyśmy się nie martwili o jej zdrowie. To typowe dla Maryi, która zawsze próbuje podtrzymywać innych na duchu, mimo całych swoich cierpień. Pisała też, że bierze jeszcze jakieś inne lekarstwa. Przesyłała pozdrowienia dla wszystkich krewnych i przyjaciół i pisała, że oni wszyscy są zawsze w jej sercu. Dodawała im otuchy, że wszystko będzie dobrze.

Czy osoby, które wyszły z więzienia w minionych miesiącach, coś mówiły o Maryi?

- W marcu była wiadomość, że Maryja jest chyba przetrzymywana w celi o zaostrzonym rygorze. Ten, kto tam jest, nie pracuje. Z reguły trafia się tam na kilka miesięcy, maksymalnie pół roku. Jeśli dana osoba nie pracuje, ma minimalny kontakt z otoczeniem, nie widuje prawie nikogo. Codziennie przeznacza się najwyżej 30 minut na spacer, a kwota, którą można wydać w sklepie na dodatkową żywność, zostaje obniżona. Zmniejsza się nawet porcje jedzenia otrzymywane przez takich więźniów. To sprawa krytyczna dla Maryi, zwłaszcza z uwagi na jej zdrowie.

Musiała bardzo szybko wrócić do pracy – 10 stycznia, nieco ponad miesiąc po operacji. Potrzebuje diety: normalnie po operacji wrzodu żołądka trzeba brać leki i przestrzegać specjalnej diety z bardzo miękkim pokarmem. Jedzenie, które dostawała Maryja, w ogóle nie było dostosowane do jej stanu zdrowia. Teraz potrzebuje paczek żywnościowych, ale nie możemy jej nic wysyłać, bo nie mamy kontaktu. Niedawno pojawiła się informacja, że stan zdrowia Maryi się pogorszył, ale nie wiemy, na ile to aktualne.

Co mogło spowodować wrzód?

- Przyczyną, którą uważam za prawdopodobną, jest stres. O ile wiem, Maryja nie miała przedtem problemów z żołądkiem. Wcześniej spędziła dziesięć dni w izolatce. Warunki są tam straszne, jest bardzo zimno i nie można spać. W takiej sytuacji organizm może zareagować w każdy sposób. Maryja mówiła, że przed operacją czuła się przez kilka dni źle, straciła przytomność, ale kierownictwo więzienia na to nie reagowało. Czekali, dopóki nie zagroziła jej śmierć.

Kierownictwo więzienia twierdzi, że Maryja nie składa wniosków o wizyty. Co się pani zdaniem za tym kryje?

- Słyszymy, że podobnie jest z innymi więźniami politycznymi – Wiktarem Babaryką, Siarhiejem Cichanouskim, Maksimem Znakiem, Alesiem Białackim, Mikałajem Statkiewiczem i Ihorem Łosikiem. Najbardziej znani więźniowie są izolowani, żeby wywrzeć na nich presję. Przerwanie kontaktu ze światem zewnętrznym to istna tortura, to nacisk na nich, na członków ich rodzin. Myślę, że z drugiej strony to próba doprowadzenia ludzi do tego, żeby zapomnieli o więźniach i przestali o nich mówić. Ale odbija się to rykoszetem, wywołuje jeszcze więcej pytań i kieruje jeszcze większą uwagę na ich sytuację.

Jest pani członkinią związku byłych więźniów politycznych i członków ich rodzin. Co należy do pani działań?

- Chcemy przede wszystkim kierować uwagę na sytuację więźniów, aby wyszli na wolność. Minęły prawie trzy lata walki i jest dla nas jasne, że musimy się teraz skupić na ocaleniu i uwolnieniu tych ludzi. Jesteśmy w stałym wzajemnym kontakcie, aby obserwować, jak zmienia się sytuacja. Spotykamy się na płaszczyźnie międzynarodowej z dyplomatami z różnych krajów. Jednym z naszych głównych żądań od 2020 jest zwolnienie wszystkich więźniów politycznych, a jednocześnie jednym z naszych celów jest izolacja reżimu. Te dwie rzeczy są ze sobą wzajemnie sprzeczne. Klucze do więzień są w rękach białoruskiego reżimu. W tej sytuacji trzeba zrobić wszystko, żeby uwolnić tych ludzi. Jeśli nie jest możliwe uwolnienie ich wszystkich naraz, to należy próbować doprowadzić do wypuszczenia ich na wolność w małych grupach, gdyż są wśród nich osoby ciężko chore. Mijają lata, a nam nie wolno poświęcać ich życia i zdrowia.

Zaledwie kilka dni temu Polska w reakcji na wyrok skazujący dziennikarza Andrzeja Poczobuta zamknęła granicę dla ciężarówek z Białorusi [należącego do mniejszości polskiej na Białorusi dziennikarza skazano w lutym na osiem lat obozu karnego; białoruski sąd najwyższy oddalił apelację]. Czy to dobra strategia?

Trzeba próbować różnych opcji i przyglądać się temu, co działa, a co nie. Wprowadzanie takich sankcji również tworzy nacisk. Najważniejsze zadanie polega na znalezieniu dźwigni, które uruchomią ten proces. Być może powinna to być presja z jednej strony, a oferty z drugiej.

Co powie pani o rozpowszechnionej w Europie krytyce, że ludzie na Białorusi sami robią mało?

- Myślę, że trzeba być na Białorusi i rozumieć tamtejszą sytuację, żeby móc coś o tym powiedzieć. Czymś bardzo dziwnym jest ocenianie ludzi, kiedy jest się za granicą i nie doświadcza się codziennie na własnej skórze, co tam się dzieje i w jakich warunkach żyją ludzie.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Cichanouska: w więzieniu chcą zniszczyć mojego męża