1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Magdalena Parys* o swojej nowej książce „Książę” WYWIAD

Marek Brzeziński
22 października 2020

Początkowo słyszałam od niemieckich wydawców, że nikt nie będzie chciał o czymś takim czytać. Stworzyłam fikcję, a po kilku latach podobne zdarzenia zainfekowały cały kraj - mówi pisarka w rozmowie z DW.

https://p.dw.com/p/3kElj
Magdalena Parys
Magdalena ParysZdjęcie: Anna Powałowska-Górska

DW: Co Panią inspiruje do pisania?

MP: Inspirują mnie drobnostki. Kiedyś w sklepie usłyszałam kobietę wołającą swojego męża „Ernesto!” I dla tej jednej sceny stworzyłam w „Magiku” nową postać, nadając jej imię Ernesto.

Z Pani książek wyłania się obraz trudnej sytuacji, jaka panuje w Niemczech.

Od dawna „coś” drga w powietrzu. Jakiś czas temu wymyśliłam faszystowską „grupę X”, a kilka lat później oglądałam w telewizji reportaż o tym, że „grupa X”, składająca się ze służb specjalnych, chciała dokonać w Niemczech puczu.

W „Księciu” opisuję coś, co zaintrygowało mnie już w 2011 roku. Chodziło o morderstwa dokonywane na obcokrajowcach przez nacjonalistyczną grupę terrorystyczną. Zainspirowana tym wymyśliłam w „Księciu” odradzający się faszyzm w policji i wojsku. Początkowo słyszałam od niemieckich wydawców, że przesadzam, że nikt nie będzie chciał o czymś takim czytać, że skąd ja to wzięłam. Stworzyłam fikcję, a po kilku latach podobne zdarzenia zainfekowały cały kraj i nagle już nikt nie dziwił się, że napisałam taką powieść.

Pod koniec, gdy polskie wydawnictwo oddawało „Księcia” do druku, w „Spieglu” ukazał się wstrząsający okładkowy artykuł „Jak pewne są jeszcze nasze służby bezpieczeństwa?” i jedenaście stron o tym, że służby zamiast chronić demokrację, zaczynają jej zagrażać. 

Dlaczego w Niemczech dotyczy to służb specjalnych, wojska?

Każdy dobry żołnierz potrzebuje jakiegoś wzorca, wiary w ojczyznę. A do czego ma się odwołać niemiecki żołnierz? Do SS? Do Wermachtu? Do Gestapo? Czy Niemiec ma prawo kochać swoją ojczyznę? Machać chorągiewkami, czcić Niemcy? Niby tak, ale przyzna Pan sam, że budzi to do dziś w Europejczykach jakiś gorzki posmak.

Służbom specjalnym i wojsku hitleryzm całkowicie „złamał kark”. Dlatego zawsze powtarzam, że przeszłość Niemców to ich teraźniejszość. Oni nie mają do czego się odnieść. Nie mają nic, z czego mogliby być dumni. Ale są żołnierzami, potrzebują jakieś esencji, wiary, symboli. Zrozumiałam to, gdy jakiś czas temu żołnierz jednostek specjalnych, który służy w Afganistanie, mówił mi z błyskiem w oku, że SS to jest marka, klasa, wzór. Powstała jakaś próżnia, którą młodzi żołnierze zapełniają symbolami, które w nas wzbudzają ciarki.

Poza tym warto pamiętać, że Bundeswehrę po wojnie stworzyli byli generałowie i oficerowie Wermachtu. I o ile pewna edukacja co do nazizmu była realizowana w Niemczech Zachodnich, chociaż i tu wiele spraw „zamiatano pod dywan”, to nie było tego w byłej NRD. Czego więc można było oczekiwać po połączeniu się Niemiec, a czego można oczekiwać po 80 latach, gdy ludzie, którzy pamiętali czasy wojny, powoli wymierają.

Jak wytłumaczyłaby Pan odradzanie się w Niemczech takich skrajnych nastrojów?

Jedną z przyczyn jest wiara polityków, że jak jest dobrze, to już tak zostanie i nie trzeba inwestować w sektory jak edukacja, integracja. Nie trzeba jeździć na Wschód, rozmawiać, tłumaczyć. A to trzeba robić szczególnie tam, gdzie nie chcą nas słuchać. Trzeba robić wszystko to, co wymaga wysiłku, co jest niewygodne, a zatem wszystko to, do czego politycy przykładają się tylko podczas kampanii wyborczej. Tyle że dzisiaj i tak już na to wszystko za późno, wszystko co mówią, robią, powinni byli robić co najmniej 15 lat temu.

Opisuje pani przerażający świat, przesiąknięty brutalną polityką ludzi, którzy ją z całą bezwzględnością wykorzystują.

Naciąganie kultury i historii do swoich potrzeb to chleb powszedni każdego polityka. Przykład pierwszy z brzegu: jakiej muzyki słuchał Hilter? Wagnera. Czy Wagner chciałby kiedykolwiek stać się naczelnym muzykiem dla nacjonalizmu, dla tej wielkiej katastrofy ubiegłego wieku? Albo Nitsche? Czy chciał zostać nadwornym myślicielem niemieckich faszystów? Wybrali Nietzschego, bo zdanie „nad” wpisywało się w rasistowskie fantazje. I można je było wykorzystać do stworzenia „nadczłowieka” – „Uebermenscha”.

Czy to „rozciąganie” kultury przez polityków dla ich celów odnosi się także do takich współczesnych przywódców jak Kaczyński, Orban czy Trump?

Myślę, że to ma o wiele większy zasięg. Starszy samotny mężczyzna z kotem przez następne lata będzie nam się kojarzył z Kaczyńskim. Starszy mężczyzna wysmarowany samoopalaczem – z Trumpem.

Kreśli pani apokaliptyczny obraz naszych czasów. Czy uważa Pani, że my jesteśmy na cywilizacyjnym zakręcie?

Myślę, że nasze czasy przypominają okres po I wojnie światowej; podobny stan zawieszenia, beznadziei, grasującej hiszpanki, strach ludzi powracających z wojny i walka z systemem. Gdy słucham Gabriela D'Annunzio czy kanclerza Friedricha Ebarta sprzed stu lat, myślę, że to gotowe, świetnie skrojone przemówienia na dzisiaj. Teraz nie mamy co prawda powracających żołnierzy z wojny, jeszcze nie doznajemy w takim zakresie głodu, ale mamy pandemię, plajtujące firmy, strach przed utratą pracy, niespłacone kredyty.

Nie jesteśmy tymi zahartowanymi w głodzie i w boju ludźmi sprzed stu lat, jesteśmy wrażliwsi, bardziej wykształceni, a i tak wrze w nas jak wtedy. Wielu z nas ma depresyjne myśli, skłonności do wiary w teorie spiskowe, bo to nam daje poczucie komfortu, kontroli nad tym rozprzężeniem wokół nas. Jeden wierzy w to, że Ziemia jest płaska, inny, że nie wolno się zaszczepić, trzeci, że odwrotnie, właśnie trzeba się szczepić. Jeszcze ktoś inny, że heteroseksualiści są „nad”, reszta „pod”. Słyszałam w Niemczech ludzi, którzy twierdzą, że Merkel „porywa i zjada dzieci.” Śpiewają o tym piosenki. Zakładają skupione wokół tego grupy religijne. Poznałam grupy faszystowskich ezoteryków. Mamy miliony najróżniejszych zdesperowanych, zniecierpliwionych i sfrustrowanych grup. Przyznaję, niejednokrotnie mają ku temu powody. Mieli przed pandemią niewiele, a teraz nie mają nic. I oni się jednoczą. To właśnie ich widzieliśmy w czasie tych demonstracji nazywanych „antypandemicznymi”. Za chwilę pójdą w innych demonstracjach i będzie ich jeszcze więcej. I to nie ważne, że idzie prawica obok lewicy i faszyzmu, a homoseksualista obok kogoś, kto go nie uznaje.

To, co widziałam na ulicach europejskich miast, przypomina opisy z książki „M. Syn stulecia” Antonio Scuratiego; ludzi, którzy po I wojnie szturmowali system. Ale ja pisałam o tym na długo zanim się to wszystko wydarzyło. Bo mnie nie interesuje pisanie o tym, co się dzieje teraz, aktualnie; interesuje mnie tylko to, co było i to, co może się ewentualnie wydarzyć. Poza tym, prawda jest niewdzięczna i często nie nadaje się do użycia w fikcyjnej książce, bo nikt by w to nie uwierzył. Na przykład mieliśmy prezydenta berlińskiej policji o polskim nazwisku, który udał się do Polski i od razu ukradli mu służbową limuzynę. To taki stereotyp, że aż boli, prawda? Kto by chciał coś takiego czytać? Wystarczyło, że nazwałam moich bohaterów polskimi nazwiskami, a już odezwały się głosy, że przesadzam. A przecież w Niemczech mamy zatrzęsienie polskich nazwisk. Polacy od setek lat non stop emigrują do Niemiec.

Często Pani zderza się z takim murem stereotypów?

Jeden z dziennikarzy niemieckich po przeczytaniu „Magika” zarzucił mi, że „piszę, iż w parkach leży mnóstwo strzykawek po narkotykach.” Ja na to: „Leżą tam?”. On że, tak. Więc ja mu na to, że dlatego je opisałam. 

Gdańsk i Berlin w Pani życiu...

Gdańsk – miasto otwarte, choćby z tego powodu, że leży nad morzem. W Berlinie czułam się zamknięta. Tym bardziej, że to był Berlin Zachodni i dopiero, gdy mur upadł, poczułam się berlinianką. Człowiek jest przewrotny. Gdy było trudno pojechać do Polski, wtedy wydawało mi się, że należę do Gdańska i że kiedyś tam wrócę. A gdy mur padł, już nie miałam takiej potrzeby. Ze wszystkich miast na Ziemi zawsze wybiorę Berlin.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

* Magdalena Parys – urodzona w Gdańsku autorka od 1984 roku mieszka w Berlinie, dokąd wyemigrowała z rodziną mając 13 lat. Jej pierwsza powieść „Tunel” stała się literacką sensacją. Wydano ją po polsku i po niemiecku, a także we Francji, gdzie została nominowana do nagrody francuskich księgarzy i wydawców. Kolejna powieść „Magik” otrzymała Literacką Nagrodę Europejską, przetłumaczono ją na kilkanaście języków.