1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Leszek Możdżer: wolę patrzeć na to, co łączy, niż co dzieli

28 stycznia 2015

Skromny geniusz, sensualny wulkan. Dwutysięczną publiczność kolońskiej filharmonii spoił w jeden organizm, któremu swoją muzykę podawał jak tlen. Leszek Możdżer – demon czy anioł? I co go łączy z Niemcami?

https://p.dw.com/p/1ERxo
Leszek Możdżer, polnischer Pianist und Jazzman
Zdjęcie: DW/Anna Maciol

Możdżer i Trio. Koncert w Kolonii

DW: To nie jest twój pierwszy koncert w Niemczech. Lubisz tu grać?

Leszek Możdżer: To prawda, dość często tu gram. Mam podpisany kontrakt z tutejszą wytwórnią, więc jest to terytorium, na którym dość aktywnie się poruszam. Z Niemcami mam kontakt od czasów szkolnych. Pierwsze w życiu nagrania robiłem z Christofem Griese, Nickiem Scheuble, więc ten związek był bardzo bliski. Jednak dziś przed kolońską publicznością zagram ze szwedzkim kontrabasistą Larsem Danielssonem i izraelskim perkusistą Zoharem Fresco.

Czyli mieszanka dusz, światów i języków. A tak przy okazji – mówisz po niemiecku?

Dość słabo, aczkolwiek w sytuacjach koniecznych poradzę sobie (śmiech...). Przyznam szczerze, że chociaż jestem tu często i często spotykam się z niemieckimi przyjaciółmi, nie posiadłem tej umiejętności. Ale język to tylko język. Wolę muzykę. Muzyka jest językiem abstrakcyjnym i chociaż ma pewne swoje zasady gramatyki, jest czystą abstrakcją, wibrującym powietrzem. O wiele łatwiej jest mi wyrażać się w tym języku.

Podobno chowasz się za muzyką? Przed czym?

Tak, rzeczywiście tak powiedziałem w jednym z wywiadów. Mówiąc o tym, że chętnie się chowam za muzyką, żeby nie rozmawiać z ludźmi, miałem na myśli to, że każdy z nas jest wielokrotnie zmuszany do kurtuazji; do kontaktu z ludźmi, których nie rozumiemy, których nie odbieramy pozytywnie.

Ale Niemcy nie tworzą publiczności, do której musisz się wdzięczyć?

Ja chyba nigdy nie wdzięczyłem się do publiczności, ale staram się nawiązać z nią kontakt. To w pewnym sensie pozostałość z czasów szkolnych, kiedy raz na pół roku grało się przed komisją, która zawsze „wiedziała lepiej”. Został mi pewien rodzaj szacunku, ale i obawy, że słuchacze wiedzą wszystko na temat muzyki. Dużo więcej, niż ja.

A Niemcy to profani czy koneserzy?

Niemiecka publiczność ma sporą wiedzę na temat muzyki. Cały system koncertów abonamentowych, który tutaj świetnie funkcjonuje, sprawia, że ludzie naprawdę wiedzą, o co chodzi w muzyce i przychodzą na koncerty regularnie. I to się czuje.

Jak smakuje przywilej bycia pierwszym Polakiem na okładce niemieckiego prestiżowego magazynu „Jazzthetic”?

Rzeczywiście dostałem się na okładkę magazynu dla miłośników jazzu, natomiast powiedziałbym, że to bardziej zdjęcie mojej twarzy się tam dostało, a nie ja, nie moja muzyka.

... ale to o Tobie powiedziano, że dzięki Możdżerowi jazz cieszy sie taką estymą, jak muzyka klasyczna. Lubisz takie pochlebstwa?

(Uśmiech...) Powiem tak: każdy człowiek ma różne warstwy osobowości. Jedną z nich jest warstwa ego, które bardzo lubi komplementy i o nie zabiega. Ale są też inne warstwy, bardziej wyrafinowane, bardziej rozwinięte ewolucyjnie, przez co mniej zachłanne na komplementy, dobra materialne i posiadane terytoria. Bo pojawianie się na okładkach jest niczym innym, niż zagarnięciem jakiegoś terytorium. A odpowiadając na twoje pytanie: warstwa mojego ego jest z tego typu porównań bardzo zadowolona, jednak zdaję sobie sprawę, że to nie jest w życiu najważniejsze i staram się nie zwracać na nie uwagi. Szczerze powiedziawszy nawet nie widziałem okładki, o której mówisz.

Nie mówmy więc o Twojej twarzy, wróćmy dla muzyki: Dla kogo za chwilę zagrasz utwory m.in. z albumu „Polska”?

Zagram dla wszystkich, którzy przyjdą na koncert. Poprzez uprawianie muzyki czasami udaje mi się nawiązać kontakt z wyższymi warstwami świadomości, z informacjami, które nie do końca dotyczą wszystkiego, czym rozbrzmiewa nasze ciało na co dzień. Muzyka to kontakt z warstwami świadomości, które dotyczą wyższych pól informacji: pól harmonii, pół pełnego dostrojenia się i pól piękna przede wszystkim.

I to świetnie Ci sie udaje....A propos piękna i estetyki: kiedyś widziałam taki plakat w Niemczech: „Klasyka niemieckiej muzyki rozrywkowej, od Beethovena do Bohlena”. Do którego z nich jest Ci bliżej?

(Śmiech....) Ładne, ale o ile oczywiście rozmawiamy poważnie, to jest mi dużo bliżej do Beethovena, który przez to, że stracił słuch, rozmontował cały system tonalny. Udało mu się w swoich pracach pójść tak bardzo w abstrakcję w stosowaniu systemu tonalnego, że w zasadzie skręcił już w stronę atonalną, przez co dał fundament pod wszystko to, co wydarzyło się później w muzyce. Paradoksalnie musiał stracić słuch, aby działać tylko na polu wyobraźni.

Przejdź do strony 2 | Pełna wersja wywiadu

Kto i co Cię inspiruje?

Wychowałem się na bardzo wielu artystach, ale głównie inspirowali mnie pianiści, począwszy od Chicka Corei, Oskara Petersona, a skończywszy na Egberto Gismontim. Niezależnie od wszystkiego inspirują mnie głównie emocje, potrzeba poszukiwania i przede wszystkim potrzeba znalezienia piękna, co w muzyce daje się już urzeczywistnić, chociaż niezwykle rzadko.

Piękno podobno znalazłeś w Berlinie za sprawą Waltera Norisa?

Tak, ale nie piękno języka miech...). W każdym razie nie na tyle, aby się go porządnie nauczyć. Myślę, że Walter Noris do końca pozostał Amerykaninem, mimo że w Berlinie spędził chyba ponad 30 lat. Po niemiecku potrafił powiedzieć jedynie "bitte” i „danke”, ale to dlatego, że jego umysł zajęty był cały czas muzyką.

Urodziłeś się w Gdańsku, mieszkasz we Wrocławiu, czyli miejscach, w których niemiecka kultura i język odcisnęły konkretne piętno.....

Mam wrażenie, że istnieje coś takiego, jak kultura ludzka. Oczywiście można wziąć kulturę pod mikroskop i zastanawiać się, co należy do tej, a co do innej kultury, co jest niemieckie, a co polskie, tylko po co? Wybitni ludzie zawsze podróżowali, osiedlali się z dala od swoich domów, wymieniali się informacjami, więc pora zacząć mówić nie o osiągnięciach danych kultur, a o osiągnięciach ludzkości. W tym sensie podział na kulturę polską czy niemiecką jest moim zdaniem anachroniczny, a wyraźny jest jedynie w sztuce ludowej.

Bez wzglądu na to, jaki ma się paszport, jaką się nosi koszule, przede wszystkim jest się człowiekiem; zjawiskiem kosmicznym, biochemicznym tworem. Stworzeniem, które żyje na planecie ziemia i w ten sposób należy na niego patrzeć. Przynależność narodowa zawsze dzieliła ludzi i była pretekstem do konfliktów. Wolę patrzeć na to, co nas łączy, niż na to, co nas dzieli.

Może po występie w Carnegie Hall w 2004 mało co robi już na Tobie wrażenie, ale za chwilę zagrasz na jednej z najlepszych scen w Niemczech. Jak sie czuje ktoś, kto osiągnął tak wiele?

Ja? Ja jestem dzisiaj w pracy, a w życiu grałem w lepszych i gorszych klubach. Moją rolą jest uprawianie muzyki, a nie rozglądanie się wokół i odfajkowywanie sal koncertowych. Jestem tu po to, aby za chwilę położyć ręce na klawiaturze i razem z publicznością skontaktować się z jakimś wyższym wymiarem. Nie wiem czy mi się to uda, czy będę wystarczająco wypoczęty i czy będę miał wystarczająco dużo pokory, aby grać nie o sobie a o czymś, co jest dużo większe ode mnie. Wielkość sali czy jej prestiż nie ma dla mnie znaczenia.

O czym marzysz?

Marzę głównie o tym, aby ludzkość, jako całość, zaczęła żyć prawdą. Żebyśmy zrozumieli, co to znaczy być człowiekiem, czym jest ciało, dusza, umysł, czym są inne warstwy osobowości.

Ale to absolut i abstrakcja? Czy to są również Twoje marzenia, te prywatne?

Oczywiście. To, o czym mówię, żeby ludzkość się przebudziła, dotyczy również mnie. Wtedy nie będę musiał zachowywać się w sposób, który mi nie odpowiada. Mam głębokie przekonanie, że w życiu nie chodzi do końca o mnie. Jestem częścią większej całości, czuję sie trochę współodpowiedzialny za stan umysłu ludzkości, bo mój umysł nie jest tylko moją własnością, a własnością ludzkości. Pomimo tego, że społeczeństwo, w którym żyjemy jest bardzo trudne, to muzyka daje mi schronienie. Jest tym czymś, dla czego chcę tu, na ziemi, być.

Rozmawiała: Agnieszka Rycicka

*Wywiad z Leszkiem Możdżerem został przeprowadzony 24 stycznia 2015 na krótko przed koncertem trio jazzowego Możdżer-Danielsson-Fresco w kolońskiej filharmonii. Polski muzyk zaistniał na niemieckim rynku również dzięki kontraktowi płytowemu z renomowaną wytwórnią ACT. Dotychczasowa współpraca zaowocowała płytą „Komeda”(2011) oraz albumem „Polska” (2012). Kolejna płyta prawdopodobnie ukaże się jeszcze w tym roku.

Leszek Możdżer, polnischer Pianist und Jazzman
Zdjęcie: DW/Anna Maciol

Powrót do strony 1 | Pełna wersja wywiadu