1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kultowy autor: Powieści pisałem "po godzinach"

Joanna de Vincenz
1 lutego 2019

Janusz Leon Wiśniewski przez ponad 30 lat łączył swe życie i karierę zawodową jako naukowiec z Niemcami. "Po godzinach" pisał powieści.

https://p.dw.com/p/3AcgE
Janusz Leon Wisniewski
Janusz Leon Wiśniewski Zdjęcie: picture-alliance/NurPhoto

Janusz Leon Wiśniewski przez ponad 30 lat łączył swe życie i karierę zawodową jako naukowiec z Niemcami. Jest doktorem habilitowanym chemii i informatykiem. W 2001 roku ukazała się w Polsce jego debiutancka, pełna emocji powieść „Samotność w sieci", stając się kultowym bestsellerem. Od tego czasu Janusz Leon Wiśniewski wydał ponad 20 własnych zbiorów opowiadań i powieści, pisząc je „po godzinach". Teraz Autor przeprowadził się z Frankfurtu nad Menem do Gdańska. O zmianach tych rozmawiała z nim Joanna de Vinzenz.

 

Deutsche Welle: Przeczytałam w internecie, że po 30 latach przeprowadza się Pan z Frankfurtu do Polski. Czy to prawda?

Janusz Leon Wiśniewski: Prawda. Dokładnie rzecz ujmując to po 31 latach. We Frankfurcie, jako emigrant, wylądowałem dokładnie 20 stycznia 1987 r. Przybyłem z zupełnie innej Polski do zupełnie innych, jeszcze niezjednoczonych Niemiec. Wyjechałem z Torunia, a wracam do Gdańska. To nie jest powrót całkowity w pewnym sensie. Ciągle jeszcze będę miał kontakty naukowe z moim instytutem we Frankfurcie. Ponadto pozostawiam tutaj swoje córki oraz dwoje wnucząt, więc będę często bywał.

DW: Przeczytałam też, że planuje Pan napisanie kontynuacji „Samotności w sieci". Czy to prawda i na kiedy planowałby Pan publikację?

JLW: To już nie plany. Pracuję intensywnie nad tą powieścią. Obecnie to mój jedyny literacki projekt. Po 16 latach od premiery „Samotności w sieci" we wrześniu 2001 zdecydowałem, że wreszcie nadszedł czas, aby napisać kontynuację tej książki. To ponad 16 lat, więc nie można mi zarzucić, że piszę sequela. Przez wiele lat odmawiałem wielu wydawnictwom, i polskim, i rosyjskim, napisania drugiej części. Uważałem, że mam do napisania zupełnie inne historie. Ale teraz poczułem, że nadszedł czas. Głównym bohaterem kontynuacji jest syn głównej, bezimiennej bohaterki z pierwszej części. Dwudziestoletni, wrażliwy student informatyki z Polski. Zakochany w refleksyjnej studentce Nadii...

W Polsce powieść powinna ukazać się na Targi Książki w Warszawie, w maju 2019 roku. Wydawcą jest oficyna wydawnicza Wielka Litera z Warszawy. Kilka miesięcy później książka ukaże się w Rosji nakładem moskiewskiego wydawnictwa ACT.

Polnischer Schriftsteller Janusz Leon Wisniewski
Janusz Leon Wiśniewski na Międzynarodowym Salonie Książkowym w St. PetersburguZdjęcie: picture-alliance/Russian Look

DW: Chyba żaden współczesny, polski pisarz tak nie rozsławił w Polsce Frankfurtu, jak Pan to czyni od lat. Nawiązuje Pan często do Frankfurtu w pańskich felietonach w miesięczniku „Pani". Czy są jeszcze inne ślady Frankfurtu w Pana twórczości?

JLW: Frankfurt nad Menem w sposób naturalny stał się moją małą ojczyzną. Lubię to piękne, niemieckie słowo Heimat. Najłatwiej podglądać mi świat za oknami tego, co najbliżej, mojego miasta. Stąd tyle historii z felietonów do "Pani" ma miejsce we Frankfurcie. Ponadto przez swoją wielokulturowość Frankfurt to istna kopalnia niezwykłych historii. Staram sobie teraz przypomnieć, w jakich innych moich książkach pojawia się Frankfurt. Z pewnością w „Samotności w sieci" oraz w ostatniej mojej powieści pt. „Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie". Wątki z Frankfurtu pojawiają się również dość często w bardzo osobistej powieści „Na fejsie z moim synem. Historia surrealistyczna". To miasto jest mi bardzo bliskie, stąd bardzo często wybieram je jako przestrzeń, w której snuję swoje wątki. To pewnie także lenistwo (uśmiech).

DW: Zauważyłam, że właśnie wydał Pan książkę pt. „Uczucia" w trzech wersjach językowych, w tym także po angielsku i po niemiecku. Przypuszczam, że to Pana debiut na niemieckim rynku książki?

JLW: Słusznie Pani zauważyła. To absolutny debiut na niemieckim rynku. Moje książki zostały przetłumaczone na 18 języków, tylko nie na ten, który jest mi tak bliski, na niemiecki. To był mój świadomy wybór. Nie chciałem po prostu mieszać swoich dwóch światów: naukowego i literackiego. Tutaj w Niemczech chciałem być wyłącznie naukowcem. I to mi się udało.

Teraz, kiedy wracam do Polski, nadszedł czas, aby to zmienić. Moja firma, wielka korporacja, która w gruncie rzeczy jest wydawnictwem (wydawnictwa naukowe z dziedziny chemii, biologii oraz farmakologii) postanowiła poinformować świat, że ich pracownik to nie tylko chemio-informatyk, ale także pisarz. Poprosili, aby wydrukować dla nich w Polsce moją ostatnią książkę dla dzieci pt. „Uczucia. Dziecinne historie o tym, co najważniejsze". Zdecydowali się na polskie wydawnictwo literatury dziecięcej TADAM z Warszawy. Ta książka jest majstersztykiem wydawniczym ze względu na ilustracje oraz typografię. Bardzo się cieszę z tej decyzji. „Uczucia" to 12 krótkich historii opowiadanych przez 10-letniego, wrażliwego chłopca. Każda z tych historii dotyczy jednego ludzkiego uczucia. Dzieci często mają problemy z wyrażaniem swoich uczuć. Ubierają to w rozmaite opowieści.

DW: Cieszy się Pan w międzyczasie olbrzymią popularnością w Rosji...

JLW: Zaistniałem w Rosji w 2005 roku, kiedy wydawnictwo Azbooka z St. Petersburga wydało „Samotność w sieci". Książka w krótkim czasie stała się bardzo popularna i zaczęła okupować listy bestsellerów. Do dzisiaj sprzedano w Rosji ponad milion egzemplarzy tego tytułu. Od tamtego momentu wszystkie moje książki ukazujące się w Polsce pojawiają się kilka miesięcy później w Rosji. Jedna z moich powieści we współautorstwie z Rosjanką Iradą Wownenko najpierw ukazała się w Rosji, a dopiero potem prawa do niej odkupiło polskie wydawnictwo ZNAK z Krakowa. To ewenement. Docieram ze swoimi książkami także do krajów, w których ludzie pomimo swoich języków narodowych ciągle posługują się językiem rosyjskim. Tydzień temu np. wróciłem z festiwalu książki w Kazachstanie, w listopadzie zaproszono mnie do Kirgistanu. Bywałem także w Armenii i na Białorusi. Będąc we wszystkich tych krajach opowiadam nie tylko o książkach. Opowiadam także o Polsce. Czasami wydaje mi się, że dla propagowania Polski w Rosji robię więcej, niż cały nasz MSZ razem wzięty (śmiech).

Archiwum DW: Portet - Janusz L. Wiśniewski (2008)

W 2009 roku jeden z największych teatrów w St. Petersburgu, teatr Baltijskij Dom, zaadaptował moją „Samotność w sieci". Monumentalne, prawie 3-godzinne przedstawienie. Sądziłem, że na afiszu przetrwa ten spektakl może 3 miesiące. Minęło już ponad 9 lat, a oni wystawiają go 2-3 razy w miesiącu.

DW: Czy po przeprowadzce do Gdańska bądzie Pan nadal współpracował naukowo z pańskim frankfurckim instytutem? Czy teraz może całkowicie poświęci się Pan pisarstwu?

JLW: Do końca nie wiem, czy na stałe. Z pewnością po podjęciu pracy na jednej z uczelni w Gdańsku – planuję to pod koniec przyszłego roku – będę starał się zainteresować uczelnię taką współpracą.

DW: Czy zamiast Frankfurtu pojawi się teraz w pańskich książkach więcej Gdańska?

JLW: Sopot już jest. W mojej powieści „Grand". Teraz oczywiście czas na Gdańsk. Z pewnością będzie go coraz więcej.     

 

rozmawiała Joanna de Vinzenz