1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Brak oczekiwań wobec Parlamentu Europejskiego

18 stycznia 2017

Nowy przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani jest mało wyrazistym politykiem. Nie będzie tak pociągał za sznurki jak Martin Schulz – uważa Bernd Riegert.

https://p.dw.com/p/2VzlR
Frankreich Antonio Tajani und Martin Schulz im EU-Parlament in Straßburg
Antonio Tajani (po lewej) i Martin Schulz Zdjęcie: Reuters/C. Hartmann

Po kilkugodzinnym maratonie wyborczym PE wybrał swego nowego przewodniczącego. Nie była to najważniejsza wiadomość wczorajszego dnia, ale mimo to dla Unii Europejskiej jest ona istotna.

Po raz pierwszy w swojej historii posłowie wyczerpali wszystkie możliwości dość zawiłego regulaminu PE i w głosowaniu opartym na prawdziwym kompromisie wybrali Antonio Tajaniego na swego przewodniczącego.

Nie prowadzono żadnych potajemnych rozmów w kuluarach. Nie było żadnych zmów, rozwiązano sojusze, nie tworzono nowych. Był to więc prawdziwy test z demokracji.

Nikt nie może temu parlamentowi zarzucić, co chętnie robią eurosceptycy, że nie potrafi dokonywać swobodnych wyborów. O Włochu Antonio Tajanim, zaufanym człowieku Silvio Berlusconiego, można myśleć, co się chce. Będzie on innym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego niż Niemiec Martin Schulz (SPD). Schulz wykorzystywał właściwie tylko protokolarną funkcję przewodniczącego do uprawiania polityki, do tworzenia większości w parlamencie oraz osiągania kompromisów z Radą UE i Komisją Europejską, poszerzając swoje kompetencje. Schulz stał się twarzą Parlamentu Europejskiego, a parlament jego sceną. Tajani raczej nie będzie się specjalnie wysilać. Włoch jest mniej ambitny i woli bardziej reprezentować niż działać.

Teraz urząd przewodniczącego będzie sprowadzony do normalnego wymiaru. Znów w publicznej percepcji pogrąży się w niebycie. Parlament straci swoje oblicze, przynajmniej w największym kraju członkowskim UE, w Niemczech, gdzie tymczasem uważa się, że Martin Schulz mógłby nawet kandydować do fotela kanclerskiego czy na stanowisko ministra spraw zagranicznych. 

Bardziej istotne, z perspektywy Parlamentu Europejskiego, jest jednak to, że oparte na kompromisie głosowanie oznacza koniec nieformalnej, wielkiej koalicji w Strasburgu i Brukseli. Konserwatyści i socjaldemokraci w przeszłości razem uchwalali ustawy i negocjowali z inną instancją ustawodawczą, jaką jest Rada UE. Teraz to się skończyło. Teraz trzeba będzie mozolnie zabiegać o większości. Będzie to czasochłonne, a podejmowane decyzje będą nieprzewidywalne. Antyeuropejscy populiści staną się częściej niż do tej pory języczkiem u wagi.

Cały unijny proces ustawodawczy może się spowolnić i stać się mniejj efektywny. Ale akurat tego UE najmniej potrzebuje w dobie kryzysów, wyzwań, Brexitu, Trumpa i trudności związanych z bezpieczeństwem wewnętrznym i migracją. Całe centrum polityczne w Parlamencie Europejskim powinno znów się zjednoczyć. Byłoby to z korzyścią dla Europy.

Bernd Riegert /Barbara Cöllen