1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Havel”. Pokazać człowieka, nie legendę

2 sierpnia 2020

To pierwszy pełnometrażowy film fabularny o Václavie Havlu - zmarłym ponad osiem lat temu dramatopisarzu, obrońcy praw człowieka i polityku.

https://p.dw.com/p/3gHju
Viktor Dvorzák jako Václav Havel
Viktor Dvorzák jako Václav HavelZdjęcie: Bontonfilm

Obraz największego męża stanu pokomunistycznej Europy, który na kinowym płótnie nakreślił Slávek Horák, nie jest bynajmniej jego biografią. I to nie tylko dlatego, że ogranicza się do czasu, zanim Václav Havel wypowiedział słowa prezydenckiej przysięgi.

Akcja filmu zaczyna się w roku 1968 – w czasie, gdy komunistyczna Czechosłowacja przeżywa euforię praskiej wiosny, zakończoną brutalną interwencją wojsk Układu Warszawskiego w nocy z 20 na 21 sierpnia.

Potem reżyser robi skok do roku 1976. Havel jest świadkiem brutalnej akcji milicji przeciw undergroundowym muzykom i uczestniczy w procesie wytoczonym im przez reżim. Ich skazanie na lata więzienia staje się dla niego i jego przyjaciół inspiracją do spisania Karty 77 – manifestu wzywającego komunistyczne władze, by dotrzymywały stanowionych przez nie praw, a także zobowiązań przyjętych na helsińskiej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Po opublikowaniu dokumentu także Havel trafia do więzienia. Wychodzi po czterech miesiącach, po podpisaniu deklaracji, że nie będzie udzielać się politycznie i zajmie się pisaniem. To jeden z kluczowych momentów filmu – i życia Havla, który jednak zobowiązania nie dotrzymuje i wraca za kraty. Tym razem na cztery i pół roku. I kiedy znów przed nim pojawia się kartka papieru i pióro, tym razem odsuwa je od siebie – wraz z paszportem, z którym mógłby wylecieć do USA.

Ostatnia data, to rok 1989 – dzień, w którym usłyszawszy o pobiciu przez czechosłowackie ZOMO demonstrujących w Pradze studentów wskakuje w swego mercedesa i rusza ze swej chaty na wsi do stolicy. Tam od razu staje się wiodącą postacią ruchu, który niebawem przejmie władzę w państwie.

Scena z filmu "Havel" w reżyserii Slávka Horáka
Scena z filmu "Havel" w reżyserii Slávka HorákaZdjęcie: Bontonfilm

Film kończą sceny z placu Wacława wypełnionego po brzegi ludzkim tłumem, który oglądamy zza pleców jego i jego żony Olgi, gdy wchodzą na balkon wydawnictwa Melantrich – praską trybunę aksamitnej rewolucji.

Wariacje na temat

O tym, że patrzymy na przyszłego prezydenta, dowiadujemy się chwilę wcześniej z jego rozmowy z przybyłym z Bratysławy Alexandrem Dubczekiem, który komunikuje zamiar kandydowania na najwyższe stanowisko w państwie. Havel oznajmia mu, że to on będzie jedynym kandydatem. Przedtem zapyta jeszcze pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Czechosłowacji z czasu praskiej wiosny, „dlaczego się wtedy do nas nie przyłączyłeś?” – dlaczego nie podpisał Karty 77, której egzemplarz Havel dostarczył mu wówczas osobiście do domu w Bratysławie, przynajmniej w filmowej wersji zdarzeń.

To moment, w którym wciąż niepewny siebie główny bohater działa zdecydowanie i z człowieka, który za każdym razem podkreśla, że chce jedynie pisać, zmienia się w pełnokrwistego polityka.

– Takiej rozmowy nigdy nie było – mówi DW Petruszka Szustrová, która przyjaźniła się z Václavem Havlem od czasów dysydenckich i także była sygnatariuszką Karty 77. Ale akceptuje prawo reżysera do przedstawiania w filmie fikcyjnej wariacji na temat biografii głównego bohatera. Jednak trudna jest dla niej do przyjęcia scena z Dubczekiem na premierze sztuki Havla w 1968 roku. – Czy pan sobie wyobraża pierwszego sekretarza w takim małym teatrze jak Divadlo Na zábradlí?  Bo ja nie.

Havel jak Havel

A jednak Szustrovej film się podoba. Zresztą nie tylko jej. Znakomita większość krytyków chwali autentyczność wnoszoną do filmu przez odtwórcę głównego bohatera Viktora Dvorzáka, który wygląda jak Havel, porusza się jak Havel i nawet mówi jak Havel, choć rera trochę za mocno. Przede wszystkim jednak filmowy Havel nie jest pomnikiem, lecz niemalże zwyczajnym człowiekiem z mnóstwem ludzkich wad, zwłaszcza w życiu prywatnym.

Jeszcze więcej pochwał zbiera ze wszech stron Ania Geislerová, niezwykle przekonująco grająca Olgę Havlovą – zdecydowaną, silną kobietę u boku wciąż niepewnego i wahającego się intelektualisty. Obojgu nie ustępują Bára Seidlová w roli nienazwanej choćby imieniem kochanki i Martin Hofmann jako przyjaciel „Landiak” – aktor i sygnatariusz Karty 77 Pavel Landovský.

Poza nimi – i wspomnianym już Dubczekiem – chyba żadne imię czy nazwisko już nie pada. Być może właśnie po to, by jeszcze swobodniej poruszać się po biografii głównego bohatera. Widzowi pozostaje domyślać się, że profesor, który umiera, gdy Havel pierwszy raz siedzi w więzieniu, to filozof Jan Patoczka, a dramaturg, który na rok wyjeżdża do Wiednia, to Pavel Kohout, którego po przekroczeniu austriackiej granicy władze komunistycznej Czechosłowacji pozbawiły obywatelstwa. O tym jednak będą wiedzieć tylko ci, którzy pamiętają lub znają tamte czasy.

Za mało Havla w Havlu

Są też jednak głosy krytyczne. Najmocniejszy w dzienniku „Hospodarské noviny”, którego recenzent Tomász Stejskal zwraca uwagę, że film koncentruje się na chwilach niepewności tytułowego bohatera, a na Havla artystę i dysydenta brakuje miejsca. „Tak, jakby polityk Havel narodził się w 1989 roku”, właśnie w opisanej wyżej fikcyjnej rozmowie z Dubczekiem. Tymczasem Havel już jako młody człowiek napisał w 1956 roku list do nowo powstałego wówczas literackiego tygodnika „Kvieten” („Maj”), w którym krytycznie wyraził się o linii tego pisma. Ten list spowodował, że został zaproszony na zjazd literatów, „gdzie nie zawahał się zabrać głos jako pierwszy i określić swoim wystąpieniem nieznanego, początkującego autora kierunek całego sympozjum”, pisze Stejskal.

Z kolei Tomasz Sejdl na portalu Aktualne.cz przypomina wystąpienie Havla z roku 1969, który po samospaleniu Jana Palacha publicznie wezwał do rezygnacji partyjny beton – „Bilaka, Indrę, Koldera i innych komunistycznych kolaborantów”.

Scena z filmu "Havel" w reżyserii Slávka Horáka
Scena z filmu "Havel" w reżyserii Slávka HorákaZdjęcie: Bontonfilm

„Niepewność i zdecydowanie dopełniały się w skomplikowanej naturze Havla”, twierdzi Stejskal i ubolewa, że film Horáka „uczłowieczył” głównego bohatera do tego stopnia, „że ​​czasami pozostaje z tego jedynie wieczne wahanie się.” Sam Viktor Dvorzák zaś wiernie imituje zewnętrzne cechy Havla, „ale nie tworzy obrazu człowieka, którego niektórzy uwielbiają, a inni krytykują aż do nienawiści. Ten Havel jest przede wszystkim godny pożałowania”, konkluduje recenzent.

– U Havla to nie było niezdecydowanie. On po prostu nie uważał, że jego poglądy są najważniejsze, i nigdy nie starał się ich narzucać innym. Ale były to poglądy klarowne i zdecydowane – zapewnia Petruszka Szustrová w rozmowie z Deutsche Welle.

Wczuć się w Havla

„Film jest fikcją, a nie dokumentem”, tłumaczy reżyser Slávek Horák tygodnikowi „Respekt” w wywiadzie, który ukazał się kilka dni po premierze. „Nie próbowałem tworzyć legendy Havla, czy celebryty Havla, ale człowieka.”

Żeby to się mogło udać, nie wystarczyło pokazać głównego bohatera w dramatycznych sytuacjach sowieckiej inwazji, tajnych spotkań, więziennej celi, czy na tle demonstrujących tłumów. Czasami trzeba było unieść kurtynę w górę i pokazać Havla inscenizującego najważniejsze chwile swojego życia publicznego na deskach teatru. Ale przede wszystkim konieczne było sięgnięcie do jego sfery prywatnej, do życia intymnego, w którym bynajmniej nie był tak niezłomny, jak w działalności opozycyjnej, gdzie zawiódł jeden jedyny raz, podpisując deklarację otwierającą przed nim bramy więzienia.

„Wiem, że w pewnych, uczuciowych sprawach nie jestem tak moralnie stały, jakbyś na to zasługiwała”, powtarza pod koniec filmu słowa, które wypowiedział już raz na jego początku. „Ale zawsze byłaś moją pierwszą damą”, dodaje tym razem. „Wolałabym być twoją jedyną damą”, odpowiada cicho Olga, która dobrze wie o niewierności męża. On zresztą wcale się z tym nie tai. W którymś momencie zaprasza nawet do gospody i żonę, i kochankę, by zaproponować im wspólne życie. I ponosi sromotną porażkę na oczach siedzących przy sąsiednich stolikach esbeków.

„To jest temat, z którym może się utożsamić każdy”, odpowiada Horák dziennikarce „Respektu” na pytanie, co w życiu intymnym Havla tak bardzo go zainteresowało. „Nie każdy z nas ma za sobą polityczne boje, walczył z socjalizmem, pisał petycje, ale każdy ma stosunki międzyludzkie (…) Chciałem, by widzowie mogli wczuć się w Havla, przejść z nim jego historię, żeby nie tylko oglądali ilustracje jego życia, ale i przeżywali je.”

I to akurat mu się udało, również dzięki znakomitej pracy kamerzysty Jana Šťastnego, który przybliża nam bohaterów z ekranu aż tak bardzo, że po prostu zapominamy, że jesteśmy w kinie.