1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Głos z Węgier: W piersi Europy Wschodniej biją dwa serca

13 stycznia 2019

Sporo ludzi w Europie Wsch. i Środ.-Wsch. domaga się politycznych zmian. Ale są też i tacy, którym nie w głowie protesty, gdyż pragną tylko stabilizacji. Felieton Borisa Kalnoky'ego*.

https://p.dw.com/p/3BSAa
Ungarn Proteste gegen das "Sklavengesetzt" in Budapest
Zdjęcie: Reuters/L. Foeger

Może nie jest tak wszędzie, ale myślę, że odnosi się to szczególnie do Europy Środkowo-Wschodniej: jako społeczeństwo jesteśmy trochę schizofreniczni. Zawsze jesteśmy dwojacy. W naszej piersi biją dwa serca. Jedno serce z tęsknotą patrzy na Zachód, a drugie gniewnie marszczy czoło złoszcząc się na wywyższanie się Zachodu, jego arogancję i jego niespotykaną, bezkresną głupotę. To chyba ta strona, która w nas bierze górę.

Tę drugą wersję nas najczęściej spotkać można na prowincji. To dusza tych, którzy już nie są najmłodsi, ale też i nie najstarsi. Nie są ani bardzo bogaci, ani bardzo biedni, zazwyczaj mają rodziny i pracę. To nastawienie większości zamężnych kobiet z dziećmi. To ludzie, którzy premierowi Viktorowi Orbanowi na Węgrzech dają dwie trzecie poparcia.

Ci inni żyją przede wszystkim w dużych miastach. To ludzie młodzi, studenci, niezwiązani, młode kobiety, dla których prawo do aborcji jest ważniejsze od obowiązków rodzicielskich. Ludzie znający języki obce i dużo podróżujący. Przyszłość, jaką mają przed oczami, jest bardzo obiecująca. To właśnie ci ludzie wychodzą teraz na ulicę. Chętnie i często demonstrują w Polsce, na Węgrzech, w Serbii, Rumunii i Słowacji. Nie wystarcza im, żeby wszystko pozostało po staremu, a stabilizacja – najwyższe dobro dla naszego konserwatywnego ‘ego' – jest dla nich koszmarem.

Boris Kalnoky
Boris KalnokyZdjęcie: privat

„Miejscy” i ” ludowi”

Oba te bieguny naszych społeczeństw istniały od zawsze. U nas, na Węgrzech nazywano je już w latach 20. i 30. „miejskimi” – mieszczańskimi elitami – „ludowymi”. Obydwa tworzyły kulturę, literaturę, muzykę i sztukę, które weszły do kanonu, tyle, że na Zachodzie zawsze widziano i chciano widzieć wyłącznie tę naszą „miejską” stronę. Tylko dzieła „miejskich” twórców tłumaczono na zachodnie języki, tylko „miejscy” intelektualiści po upadku komunizmu byli poszukiwanymi partnerami do rozmów dla zachodnich mediów. I tak pozostało do dziś.

Ale bardziej popularni byli u nas zawsze ci „ludowi” pisarze, którzy w swoich dziełach z miłością i w szczegółach opisywali wiejskie społeczeństwo. Ten głos jest nam bliższy: ludowa muzyka, tragiczna miłość. W nas pobrzmiewa wciąż elegia narodu.

Także teraz na Zachodzie z pobłażliwym zainteresowaniem patrzy się na tych z nas, którzy demonstrują przeciwko władzy. Zachodowi przemyka myśl, że może ci na Wschodzie jednak nie są tak zupełnie beznadziejni.

Protest w Budapeszcie, 5.01.2019
Protest w Budapeszcie, 5.01.2019 Zdjęcie: Reuters/B. Szabo

Koncentracja władzy

Faktem jest, że rośnie nowa generacja, dla której „antykomunizm” nie jest żadnym punktem odniesienia. Ich punktem odniesienia jest aktualna „zła” władza. I w pewnym sensie mają rację: radosny duch nadziei na przyszłość, który panował w czasach przełomu, już dawno się rozpłynął. Obojętnie, czy chodzi o socjaldemokratów, jak na Słowacji i w Rumunii, czy konserwatystów, jak w Polsce, Serbii i na Węgrzech, czy antyeuropejczyków, a w Serbii euroentuzjastów – rządy w naszych krajach próbują obsadzić wszystkie stanowiska władzy w społeczeństwie i podporządkować sobie gospodarkę.

Korupcja jest nieodłącznym elementem tego modelu. Jest to dążenie do optymalnej władzy, dalekiej od ducha wolności, który przepełniał ludzi w okresach zwrotu, a którzy teraz są rodzicami obecnych demonstrantów. Ich dzieci mówią: musimy dokończyć to, co zaczęli nasi rodzice.

Protest w Budapeszcie, 21.12.2018
Protest w Budapeszcie, 21.12.2018 Zdjęcie: Getty Images/AFP/P. Kohalmi

Strukturalny konserwatyzm na wschodzie

Starzy kiedyś wymrą, dorasta nowe pokolenie i potencjał zmian widać gołym okiem. Tyle, że niestety wielu z tych młodych ludzi chce wyjechać do zachodnich krajów UE, które bardziej odpowiadają ich ideałom i gdzie lepiej się zarabia. To doprowadza do strukturalnego konserwatyzmu na wschodzie Europy.

Nasze konserwatywne ‘ja' nie ucieka, ono zostaje w domu i tylko kręci głową, przyglądając się jak młodzi podskakuj.

Sondaże pokazują, że rządy w Polsce, Serbii i na Węgrzech nie muszą się właściwie niczego obawiać. W Rumunii i Słowacji jest trochę inaczej – tam przyszłe wybory mogą przynieść zmianę. Być może dlatego, że nie rządzą tam konserwatyści mówiący w kółko o rodzinie, Bogu i ojczyźnie, tylko skorumpowani socjaldemokraci, bez własnego przesłania, których nie za wiele obchodzi „głos ludu” na prowincji.

Die Welt: atmosfera zmiany na wschodzie Europy

Stabilizacja leży pośrodku

Ale przyszłość nastąpi tak czy inaczej i młodzi z naszych miast, jutrzejsze elity, chcą innego kraju niż ten, w którym dzisiaj żyją. Ta nowa generacja lubi Unię Europejską, ale Unia Europejska zdaje się jej nie rozumieć. UE chce w przyszłości przekazywać mniej pieniędzy do Europy Środkowo-Wschodniej, co tylko nasili tendencję wyjazdów zaradnych młodych ludzi. Klucz do zmian leży w obietnicy dobrobytu dla młodej generacji w ojczyźnie, a nie w obietnicy lepszej przyszłości w Niemczech czy w Wlk. Brytanii. Bruksela powinna sobie to uzmysłowić.

A co dotyczy nas samych: my wcale nie musimy w siebie wątpić. Nasze „miejskie” ‘ja' i nasze prowincjonalne ‘ego' to co prawda dwa serca, ale one biją w jednej piersi. To dwie strony medalu: odważni i lękliwi. Po środku jest równowaga, której wszyscy pragniemy.

 

Boris Kalnoky, ur. w 1961 r., jest węgierskim korespondentem „Die Welt” i innych niemieckojęzycznych mediów. Jest autorem książki „Ahnenland” (Kraj przodków), wyd. Droemer, 2011, w której podąża tropem swoich przodków, między innymi ministra spraw zagranicznych Austro-Węgier Gustava Kalnoky'ego.

400 nadgodzin. Kontrowersyjne prawo na Węgrzech