1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Czy Europejczycy dadzą się wciągnąć w reformowanie Unii?

24 stycznia 2020

UE szykuje się do dwuletniej debaty o swej przyszłości, w którą Bruksela chce zaangażować jak najwięcej zwykłych obywateli. Ale nie skończy się wielkim rozczarowaniem, gdy te dyskusje nie doprowadzą do poważnych reform?

https://p.dw.com/p/3WiWh
Flagi państw członkowskich UE
Flagi państw członkowskich UEZdjęcie: picture-alliance/dpa/J. Warnand

Konferencja w sprawie Przyszłości Europy powinna – zgodnie z przedstawioną w tym tygodniu propozycją Komisji Europejskiej – wystartować już 9 maja, czyli w 70. rocznicę „Deklaracji Schumana” uchodzącej za jeden z fundamentów eurointegracji. Do tego czasu Parlament Europejski, Komisja Europejska oraz kraje Unii muszą dojść do kompromisu, kto i jak będzie kierować pracami Konferencji. Już teraz zanosi się, że z ramienia europarlamentu prominentną rolę w jej obradach będzie pełnić Guy Verhofstadt, były premier Belgii.

– Konferencja w sprawie Przyszłości Europy będzie wyjątkową okazją do wspólnych rozważań z obywatelami, do ich wysłuchania, wspólnego zaangażowania oraz udzielenia im odpowiedzi i wyjaśnień. Zwiększymy zaufanie między obywatelami i instytucjami UE, które im służą – powiedziała Dubravka Šuica, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. demokracji i demografii, w ostatnią środę (22.01.2020).

Jednak o ile Parlament Europejski chciałby zobowiązania, że efektem Konferencji może być – jeśli okaże się to konieczne – nawet inicjatywa na rzecz zmiany unijnych traktatów, to takich deklaracji woli unikać duża część krajów członkowskich. Wolałyby, żeby unijne instytucje po dwóch latach same zdecydowały, co i jak zrobić z wnioskami z Konferencji i ich ewentualnym przekuciem na nowe unijne reformy. – To duże ryzyko, że jeśli dwuletnie, dotąd największe konsultacje z obywatelami UE nie doprowadzą do konkretnych rezultatów, UE w rezultacie tylko straci na wiarygodności w oczach swych mieszkańców – ostrzega Richard Youngs z Centrum Carnegie.

Komisja Europejska zaproponowała w tym tygodniu, by dwuletnie konsultacje toczyły się w dwóch głównych wątkach – pierwszy dotyczyłby już sformułowanych unijnych priorytetów na najbliższe lata (m.in. transformacja energetyczna, kształt gospodarki cyfrowej), a drugi – zmian w systemie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Chodzi o powrót do dyskusji o ponadkrajowych listach wyborczych, z których obsadzano by część mandatów w Parlamencie Europejskim. A także o „czołowych kandydatów” na szefa Komisji Europejskiej wysuwanych przez unijne międzynarodówki w kampanii wyborczej. Takim „czołowym kandydatem” centroprawicy był Jean-Claude Juncker (kierował Komisją w latach 2014-19). A Ursula von der Leyen – choć sama zajęła fotel po Junckerze, zupełnie omijając ten system – obiecała Paramentowi Europejskiemu, że będzie działać na rzecz systemu „czołowych kandydatów”.

Pomysł Macrona

Konferencja w sprawie Przyszłości Europy jest przedstawiania jako jeden z priorytetów von der Leyen, ale od dawna najmocniej forsuje ją Emmanuel Macron. Prezydent Francji przeprowadził już wielką „debatę narodową” w swym kraju. Najpierw często ją wyśmiewano, ale okazało się, że sporej części Francuzów spodobały się długie debaty prezydenta w lokalnych ratuszach, gdzie mówiono nie tylko o wielkiej polityce, lecz np. też o lokalnych wysypiskach śmieci. W każdym razie sam Macron uważa „debatę narodową” za sukces.

Unia już w poprzednich pięciu latach przeprowadzała mnóstwo „dialogów obywatelskich”, w których – wedle szacunków Komisji Europejskiej – wzięło udział około 220 tys. ludzi w 650 różnych miejscach na obszarze UE (teraz Komisja chce mocno rozszerzyć system „dialogów” o wielojęzyczne internetowe platformy), a ponadto przeprowadza konsultacje co do projektów nowych przepisów i daje obywatelom UE możliwość – po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów – poproszenia Komisji Europejskiej o rozważenie konkretnej inicjatywy prawodawczej dzięki mechanizmowi Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej. To wszystko pozwala Europejczykom na podejmowanie wspólnych działań ponadkrajowych. Ale z drugiej strony unaocznia fakt, że i polityka krajowa, i polityka unijna miewają te same problemy z owymi „nowymi”, pozaparlamentarnymi formami partycypacji obywateli –zainteresowanie bywa średnie, dość często omijające dużą politykę (a skupiające się na kwestiach regionalnych lub niszowych), a czasem wręcz podsycające podział na „obcą elitę” ze świata wielkiej polityki oraz „zwykłych ludzi” dyskutujących w sieci.

A może po belgijsku?

Zdaniem części ekspertów unijną demokrację, a zatem i Konferencję w sprawie Przyszłości Europy, mogą ożywić tylko odważne formy demokracji deliberatywnej. Za czołowy przykład podaje się niemieckojęzyczną wspólnotę w Belgii (geograficznie leży w Walonii), która ma niecałe 80 tys. mieszkańców i własny autonomiczny parlament. Ostatniej jesieni rozpoczęto tam eksperyment z „radą obywatelską”, której członkowie są losowani spośród mieszkańców tej wspólnoty. Rada 24 obywateli wylosowanych na półtora roku decyduje o tematach i porządku prac „zgromadzeń” złożonych z 25-50 obywateli (też losowanych, ale w ramach kwot wiekowych, płci i wykształcenia). Ten system ma dostarczyć rekomendacje dla parlamentu, który będzie musiał publicznie wytłumaczyć się z decyzji o ich wysłuchaniu lub odrzuceniu.