1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Cyfrowe wypalenie {WYWIAD}

Sabrina Pabst / tł. Elżbieta Stasik13 października 2015

Smartfony, tablety towarzyszą nam od rana do wieczora i sprawiają, że jesteśmy przez nie chorzy. Tak uważa autor książki „Cyfrowe wypalenie” Alexander Markowetz i wzywa do zmiany przyzwyczajeń, także dla dobra dzieci.

https://p.dw.com/p/1GnNY
Alexander Markowetz
Alexander Markowetz ist pracownikiem naukowym w Instytucie Informatyki na Uniwersytecie BonnZdjęcie: Barbara Frommann/Uni Bonn

Deutsche Welle: Mogłoby się wydawać, że między smartfonem a użytkownikiem istnieje symbioza, niemal romantyczny związek. Smartfon towarzyszy nam przez cały dzień, przypomina o ważnych terminach, uważa, abyśmy się prawidłowo odżywiali, upomina, jeżeli za mało się poruszamy. Ostatnie, co odkładamy w łóżku, to któreś z mobilnych urządzeń: smartfon, tablet czy telefon komórkowy. Pytanie, na ile nam ten związek szkodzi?

Alexander Markowetz: Smartfon dysponuje wieloma funkcjami, które ułatwiają życie. Bez mojego osobistego elektronicznego kalendarza byłbym kompletnie zgubiony. Musimy się tylko nauczyć obchodzić tymi urządzeniami. Telefonujemy średnio siedem minut dziennie a przez dwie i pół godziny korzystamy w jakiś sposób z telefonu, smartfona czy tabletu. 55 razy w ciągu dnia uruchamiamy go – czyli włączamy, logujemy się, naciskamy. 10 procent ludzi wykonuje te funkcje co najmniej 90 razy dziennie. Są to wszystko małe, nieświadome automatyzmy, bo tak często nie jesteśmy w stanie podejmować ważnych decyzji. Świadomie sterujemy prawdopodobnie zaledwie 10 procentami tych czynności. Jeżeli przyjmiemy, że nasz dzień ma osiem godzin, jedną trzecią tego czasu zajmuje nam smartfon.

To źle, jeżeli dwie i pół godziny naszego czasu wolnego trwonimy w ten sposób?

Problemem nie są te dwie i pół godziny, tylko ilość przerw, jakie robimy. Co 18 minut zajmujemy się w jakiś sposób smartfonem. Do tego dochodzą jeszcze inne rodzaje medialnych przerw – rozmowa telefoniczna, sms albo telewizja. W sumie permanentnie przerywamy tę narzuconą nam przez samych siebie wielozadaniowość. Przeżywamy pofragmentowanie dnia. Człowiek nie jest jednak do tego stworzony. Ciągle kierujemy naszą uwagę na coś innego. Kiedy robi się nudno, zmieniamy zajęcie. Na dłuższą metę oznacza to stres. Tracimy na produktywności i nie czujemy się szczęśliwi, bo nie ma miejsca tzw. workflow, nie jesteśmy w stanie zarządzać naszym dniem.

Symbolbild Joggen
Walkman, krokomierz, telefon w jednym – bez smartfona dzisiaj ani ruszZdjęcie: Colourbox/L Dolgachov

Jakie następstwa ma takie ciągle naruszanie naszej koncentracji?

Podam przykład: podczas ćwiczeń jogi przyjmujemy postawę prawidłową z ortopedycznego punktu widzenia i próbujemy skoncentrować się duchowo. Gdybyśmy ćwiczyli jogę codziennie przez pół godziny, po siedmiu latach bylibyśmy zrelaksowanym człowiekiem. Używając smartfona przyjmujemy pod względem ortopedycznym absurdalną postawę ciała, a duchowo rozpraszamy się tak szybko, jak tylko to możliwe. Uprawiamy zatem wszyscy antyjogę i to przez 2,5 godzin dziennie. To nas stresuje, prowadzi do stanów depresyjnych, jesteśmy rozkojarzeni. Naukowo jeszcze nie zbadano, w jaki sposób może to oddziaływać na nasze społeczeństwo w nadchodzących latach. Ale takich badań nie ma tylko dlatego, że smartfony są jeszcze na rynku stosunkowo krótko.

W naszej codzienności brakuje też krótkich przymusowych przerw – czekania na autobus czy na spotkanie. Zlikwidowaliśmy te niby puste momenty, które pozwalały nam na krótkie chwile odprężenia. W leczeniu stresu czy depresji te chwile wytchnienia odgrywają jednak podstawową rolę. Pacjent uczy się tzw. pozytywnej pasywności.

To dość ponure perspektywy. Jak możemy temu przeciwdziałać?

Musimy unikać ciągłego przerywania naszych czynności. Problem tkwi w nas samych i w naszym otoczeniu. Musimy poobserwować nasz sposób zachowania i zredukować ilość przerw. Pomoże nam cyfrowa abstynencja. Jeżeli chcemy sobie wzajemnie rzadziej przerywać, jest nam potrzebny komunikacyjny savoir-vivre. Na potrzeby takiej cyfrowej abstynencji muszę zmienić swoje przyzwyczajenia i tak dopasować moje otoczenie, by mnie odciągało od smartfona. Kiedy na przykład chcę wiedzieć, która godzina, mogę spojrzeć na zegarek, zamiast włączać telefon.

Jak może się przyjąć taki komunikacyjny savoir-vivre?

Człowiek nie jest autarkiczny i nie może sam zadecydować, jak często będzie przerywany przez zewnętrzną komunikację. Jest to problem społeczny i kulturowy. Musimy się nauczyć liczenia się z innymi. Każdy z nas powinien się zastanowić, jak wygląda jego komunikacja. Lepiej byłoby, gdybyśmy zamiast wysyłanych co chwilę krótkich wiadomości, napisali jednego długiego e-maila.

Kind spielt mit Smartphone
Skrzywiony kręgosłup, naciągnięte mięśnie szyi – smartfon nie pomaga w prawidłowej postawieZdjęcie: picture alliance/dpa/J. Kalaene

Kiedy byliśmy dziećmi, uczono nas, że po godzinie 20 wieczorem już się do nikogo nie dzwoni. To samo między południem a godziną 15, bo wtedy jest przerwa obiadowa. Ten kodeks zachowania zniknął. Ale musimy go przywrócić. Począwszy od naszej rodziny i kręgu przyjaciół, skończywszy na pracy. Nikt nie jest w stanie rozwiązać tego problemu sam. Możemy się do niego zabrać tylko w wąskim kręgu. Ale 80 procent naszych kontaktów przypada na maksymalnie 5 osób. Jeżeli tylko w tym kręgu zaczniemy stosować komunikacyjny kodeks zachowania, mogłoby to być dobrym początkiem.

Jeżeli młodzież przez dwie i pół godziny dziennie uprawia antyjogę, dorasta więc iście depresyjne i nieproduktywne pokolenie, cierpiące na zaburzenia koncentracji. Jak mogą temu przeciwdziałać rodzice?

Podstawowy problem polega na tym, że młodzież nie ma doświadczenia offline. Kiedy dzisiejszy piętnastolatek przymusowo nie ma połączenia z Internetem, wydaje mu się, że jego świat się wali. On nie może niczego przegapić. Co piętnaście minut musi sprawdzić, co się dzieje. Zgodnie z taką logiką, co kwadrans rzeczywiście musiałyby się dziać naprawdę ważne rzeczy. Gdyby ten piętnastolatek zauważył, że po kwadransie jego nieobecności w sieci świat jeszcze istnieje, to już byłby postęp. W psychoterapii nazywa się to terapią ekspozycyjną. Moglibyśmy rozpocząć ją już w szkole. W szkole, w ramach kultury obchodzenia się z techniką, powinniśmy uczyć cyfrowej abstynencji i kodeksu komunikacji. Problem polega na tym, że nie znamy jeszcze optymalnych odpowiedzi na wszystkie pytania.

Dla dzieci smartfony są oczywistością, dzieci z nimi wzrastają, widzą, jak posługują się nimi rodzice. Jak możemy im przekazać ten komunikacyjny savoir-vivre?

Rodzice mogą uzgodnić na przykład z innymi rodzicami w klasie, że po ósmej wieczorem chowają smartfony. Jasne, że do skutku nie dojdzie wówczas impreza zwołana ad hoc przez WhatsApp. Nawet wówczas, gdyby dziecku udało się wyciągnąć rodzicowi ukradkiem smartfona, bo najzwyczajniej nie będzie miało z kim komunikować. Musimy przywrócić kulturę komunikacji, która powstrzyma dzieci od wpędzania się wzajemnie w choroby.

Rozmawiała Sabrina Pabst

tł. Elżbieta Stasik

Alexander Markowetz, pracownik naukowy na Uniwersytecie Bonn, jest autorem książki „Digitaler Burnout“ („Cyfrowe wypalenie“). Swoją publikacją trafił w sedno aktualnego problemu i jest teraz rozchwytywanym naukowcem.