1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zamknięte przedszkola, zestresowani rodzice

Katarzyna Domagała8 maja 2015

Strajk przedszkolanek sparaliżował Niemcy i wystawił na próbę cierpliwość rodziców.

https://p.dw.com/p/1FN3k
Streik an kommunalen Kitas
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/F. von Erichsen

W całych Niemczech rozpoczął się strajk wychowawców przedszkolnych. Do kiedy potrwa? - Nie wiadomo. Związki zawodowe mówią o "nieograniczonym czasowo" strajku. Uczestniczy w nim ok. 20 tys. wychowawczyń i wychowawców miejskich przedszkoli, świetlic szkolnych oraz pracowników ośrodków młodzieżowych. W Hamburgu było dzisiaj (08.05) nieczynnych 70 z 220 przedszkoli, w Badenii-Wirtembergii nie pracowało ok. 300 przedszkoli, w Nadrenii-Palatynacie i Kraju Saary około 150. W Bawarii i większości wielkich miast Nadrenii Północnej-Westfalii strajk wychowawców rozpocznie się w poniedziałek 11 maja.

Do strajku wezwały: związek zawodowy ver.di, Związek Zawodowy Wychowanie i Nauka (GEW) oraz Związek Urzędników (ddb). We wstępnym głosowaniu w tych organizacjach za strajkiem opowiedziało się ok. 95 proc. delegatów. Po pięciu nieudanych rundach rozmów między przedstawicielami związków zawodowych i samorządami związkowcy uznali, że jednym sposobem na przeforsowanie postulatów dla ok. 240 tys. wychowawców i pracowników socjalnych jest zamknięcie placówek i wyjście na ulicę.

Symbolbild Kita Streik
W całych Niemczech strajkuje ok. 20 tys. wychowawczyń i wychowawcówZdjęcie: picture-alliance/dpa/Ch. Charisius

Finansowa rekompensata

Niemieckie przedszkolanki skarżą się na znaczne obciążenie w pracy. Problemem są coraz liczniejsze grupy przedszkolaków, coraz więcej obowiązków i nieatrakcyjne wynagrodzenie. Związkowcy domagają się przede wszystkim finansowej rekompesaty, m.in. przez przejście do innej grupy płacowej. Ich żądania opiewają ogółem na 1,2 mld euro.

Z kolei pracodawcy, w tym wypadku samorządy, popierają przejście do wyższej grupy płacowej, ale wzrost wynagrodzeń o 10 proc. uważają za nieuzasadniony. Federalna minister ds. rodziny Manuela Schwesig (SPD) wyraziła zrozumienie dla strajkujących. - Potrzebujemy debaty, ile warta nam jest praca z ludźmi i wczesna edukacja naszych dzieci - powiedziała Schwesig w wywiadzie dla magazynu "Focus".

Bonn Kindergarten Rasselbande in Kessenich
Hildegard Luetzeler: Czas na zmianyZdjęcie: DW/S. Pabst

Odczuwalny sygnał

Dziesiątki tysięcy rodziców jest teraz zdanych na talent organizacyjny. Ten jednak wystawiony jest już na próbę przez sześciodniowy, trwający do 10 maja strajk niemieckich kolejarzy. Szef związku zawodowego ver.di Frank Bsirske chce jednak, by strajk przedszkolanek był "odczuwalnym i silnym sygnałem".

I choć rodzice niejednokrotnie mają zrozumienie dla strajku wychowawców, zamknięte przedszkola oznaczają ryzyko dla ich własnej pracy zawodowej. - Dla wielu rodziców, szczególnie matek, chodzi tu o egzystencję - uważa prawniczka Nina Strassner. Wyjaśnia, że tylko kilkanaście procent matek wraca po urodzeniu dziecka na swoje dotychczasowe stanowisko pracy lub znajduje podobne, a w życiu rodzinnym bardziej angażuje się w wychowanie dzieci niż ojcowie. Kiedy dzieci chorują, to właśnie matki częściej zostają z nimi w domu. Jeśli pojawiają się dodatkowe utrudnienia, takie jak strajk wychowawców, pracodawca zaczyna myśleć, że nie może na pracowniku polegać, uważa Strassner .

Nieatrakcyjny zawód

Przedszkolanki uważają jednak, że nacisk na pracodawcę funkcjonuje tylko wtedy, kiedy problem trafi do opinii publicznej, a wychowawcy wyjdą na ulice. - Zawód przedszkolanki kompletnie się zmienił - mówi dla DW Hildegard Luetzeler, dyrektorka jednego z bońskich przedszkoli, która od 25 lat pracuje w tym zawodzie. - Przy tak dużej odpowiedzialności, którą bierzemy na siebie, jest zrozumiałe, że żądamy lepszego wynagrodzenia - dodaje. Mało atrakcyjne pensje przedszkolanek to jeden z powodów, dlaczego wiele etatów pozostaje nieobsadzonych. - Wprawdzie społeczeństwo kładzie duży nacisk na wczesną edukację dzieci, ale nikt nie chce na to łożyć. Czas, by to zmienić - zaznacza Luetzeler.

dw, dpa / Katarzyna Domagała