1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Taz o korespondencie TVP w Berlinie. "Podżegacz"

Barbara Cöllen
13 sierpnia 2017

Korespondent TVP w Berlinie Cezary Gmyz znów pojawił się w niemieckich mediach, tym razem w taz jako „podżegacz“.

https://p.dw.com/p/2i81h
Schattenbild Brandenburger Tor
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/P. Zinken

"Podżegacz” – pod takim tytułem „Tageszeitung” (taz) przedstawia sylwetkę Cezarego Gmyza, korespondenta w Berlinie polskiej telewizji rządowej. Berlińska gazeta wyjaśnia, że przez jednych uważany jest on za „prawicowego twórcę teorii spiskowych”, a „przez swoich ludzi świętowany jest jako męczennik”.

Na wstępie taz obszernie rozpisuje się o całej serii parodii na YouTube na temat Gmyza i jego relacji z wydarzeń w Berlinie. Seria zatytułowana jest „Korespondent tłumaczy” i jej bohaterem jest Czarosław Gzyms. Autor filmików Adam Gusowski jest współtwórcą słynnego berlińskiego Klubu Polskich Nieudaczników. To ten klub zorganizował premierę kontrowersyjnego filmu „Smoleńsk”, co nie udało się przedtem polskiemu ambasadorowi w RFN.

Gusowski wymyślił parodie specjalnie dla nowego berlińskiego korespondenta – pisze Nancy Waldmann. Powstają one „z potrzeby" – tłumaczy Gusowski niemieckiej dziennikarce - ponieważ relacje Gmyza z Niemiec uważa on za „bardzo smutne”.

Taz opisuje też jeden z odcinków satyrycznej serii, który ściągnął na berlińskiego korespondenta burzę krytyki. Chodzi o jego relację w związku z zamachem na jarmark bożonarodzeniowy i scenę, kiedy Gmyz „pojawia się na wizji nie wiedząc o tym i trzymając papierosa w ustach, chwiejąc się na nogach podstawia mikrofon strażakowi”. Ta rozpowszechniana w mediach społecznościowych scena była dla niektórych powodem do spekulacji o problemie alkoholowym obecnego korespondenta TVP oraz potwierdzeniem, że dostał pracę korespondenta w Berlinie tylko dzięki sympatyzowaniu z rządzącym PiS – pisze Waldmann. Dziennikarka przypomina też, że Cezary Gmyz, kiedy pojawił się na premierze filmu „Smoleńsk”, usłyszał od swoich rodaków zamieszkałych w Berlinie epitety pod adresem swego prawodawcy - TVP, którą nazywają oni „kurwizją”.

„Ta wymiana ciosów pokazuje, jak Polacy obecnie ze sobą dyskutują” – stwierdza taz. „Gmyz nad tym ubolewa w swojej książce”, ale „tym niemniej bierze w tym udział” - pisze dziennik, dodając: „Gmyz jest znany jako niestrudzony dziennikarz śledczy”, który ujawnił kilka skandali rządu Tuska. Na swoim „Ego-Twitterze” natomiast berliński korespondent - znany jako Cezary „Trotyl” Gmyz - „chętnie wypowiada się nie przebierając w słowach ku uciesze swoich 86 tys. followerów" – pisze Nancy Waldmann. Autorka artykułu przypomina też „atak Gmyza” na swego poprzednika Marcina Antosiewicza, o którym powiedział, że jest „cieńszy niż żyletka i wysługuje się Niemcom”.

Pokrewny Steinbach?

Redaktorka taz pisze, że Gmyz nie unika sporów i nawet przystaje na wywiad z nią. Ale na rozmowę korespondenta z niemieckim dziennikiem nie wyraża zgody jego pracodawca. Nie godzi się na to nawet wtedy, kiedy taz składa TVP propozycję autoryzowania wypowiedzi Gmyza – pisze dziennik, wnioskując, że „korespondent chyba już narobił wystarczająco szumu w Berlinie”.

Nancy Waldmann tak opisuje poglądy Cezarego Gmyza: „O imigracji myśli podobnie jak AfD (populistyczna Alternatywa dla Niemiec, DW), jeśli chodzi o stosunek do Rosji, cieszy się ze stanowiska Merkel. W kwestii obrachunku z niemiecką przeszłością po drodze mu raczej z krytyczną wobec Niemiec Lewicą. Ze swoją antykomunistyczną postawą jest on po prostu konserwatywnym Polakiem, bez odpowiednika w niemieckim pokoleniu 68”.

Autorka artykułu pisze też o „szelmowskich twittach” Gmyza, „częściowo wychodzących poza granice normy” i przypominających jej Erikę Steinbach, chadeczkę, byłą przewodniczącą Związku Wypędzonych i jej posty. Jednak Gmyz nie szukałby takich wspólnych cech z "byłą aktywistką środowisk wypędzonych i persona non grata w Polsce" – stwierdza Waldmann - ani Steinbach z Gmyzem, który już poruszał temat wypędzeń jako "niebezpieczną próbę odwrócenia uwagi przez postnazistowskie Niemcy".

„Lecz myślenie tych dwojga skupia się na antagonizmach: europejski-narodowy, muzułmański-chrześcijański, niemiecki-polski”. Obydwoje cierpią – w opinii niemieckiej dziennikarki - "na ten sam rodzaj samotności na tutejszej pustyni konserwatyzmu”.


Skąd radykalizacja Gmyza?

Ostatnia część artykułu w „Tageszeitung“ wyjaśnia, dlaczego dziennikarzy niemieckich interesuje postać Cezarego Gmyza. Otóż w 2003 roku, rok przed wejściem Polski do UE, obecny korespondent telewizji TVP był w Berlinie stypendystą trzymiesięcznego programu „Medien-Mittler” dla polskich dziennikarzy władających niemieckim. I w kronice stypendystów można jeszcze przeczytać, że Gmyz był zafascynowany wielokulturowym Berlinem, rosyjską dyskoteką i Klubem Polskich Nieudaczników, o którym pisał jako pierwszy. „Wtedy zapamiętano go jako otwartego, rzutkiego konserwatystę” – pisze autorka artykułu. Gmyza zapamiętano też jako polskiego dziennikarza, który poświęcał urlop, aby pokazywać niemieckim kolegom swój kraj. „Niemcy byli pozytywnie zaskoczeni Polską i dyskutowano wspólnie o przyszłości” – pisze taz.

„Dzisiaj stanowisko Gmyza cechuje zajadłość”. Przeobraził się on "w jednego z tych radykalnych PiSowców” – mówi jego były kolega-stypendysta.

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak nastąpiła przemiana Cezarego Gmyza, autorka artykułu rozmawiała z dawnym kierownikiem programu stypendialnego w Berlinie Clemensem Schöllem. Wspomina on spotkanie stypendystów programu dla dziennikarzy na Mazurach w okresie rządów PiS 2005-2008 i twierdzi, że ta przemiana dokonała się właśnie tam. Wtedy w czasie dyskusji, którą prowadził Gmyz, padł zarzut, że „niemieccy dziennikarze nie przedstawiają wyważonego obrazu Polski i rozmawiają tylko z wybranymi osobami”. Gmyz nie dopuszczał do żadnej dyskusji – wyjaśnia Schöll.

W tamtym czasie dziennikarze byli też inwigilowani. Także Gmyza prześwietlała za pierwszych rządów PiS prokuratura, przeciwko czemu protestował on razem z kolegami sympatyzującymi z polityczną opozycją. „Lecz kiedy w 2007 r. liberalni dziennikarze zażądali czystki w mediach i wyrzucenia konserwatywnie myślących kolegów, dla Gmyza została przekroczona granica przyzwoitości” – tłumaczy autorka taz. A potem 10 kwietnia 2010 r. Cezary Gmyz przeżył szok – pisze na koniec Nancy Waldmann. „W Tupolewie siedział ksiądz, który udzielił ślubu jemu i jego żonie. Był dla niego bliską osobą”.


Opr. Barbara Cöllen

Niniejszy artykuł prezentuje opinie wyrażone na łamach niemieckiej prasy i niekoniecznie odzwierciedla stanowisko redaktora Sekcji Polskiej Deutsche Welle.