St II me Streit um Polnische Minderheit in D
2 stycznia 2010Nota, Aide-memoire, przekazana w grudniu niemieckiemu MSZ po zakończeniu oficjalnych rozmów przez polskiego ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego, po raz pierwszy podnosi tę kwestię na płaszczyźnie rządowej. Chodzi o to, czy wśród blisko dwóch milionów mieszkańców Niemiec, którzy wyemigrowali z Polski, przynajmniej niektórzy nie powinni być uznani za mniejszość narodową w Niemczech. W nocie podkreśla się, że tezie o istnieniu takiej mniejszości nie można odmówić racjonalnego uzasadnienia.
Autor artykułu Konrad Schuller zauważa przy tym, że Aide-memoire jest tak sformułowana, by nie obciążyć tym stwierdzeniem relacji z Niemcami. Dodaje, że w dokumentach służbowych ministerstwa spraw zagranicznych na temat Polaków w Niemczech, nadal nie pojawia się formuła "mniejszości narodowej".
Traktat wszystko wyjaśnił?
Schuller przypuszcza, że ostrożność Warszawy jest reakcją na sygnały z Berlina, mówiące o tym, że dla Niemiec uznanie polskiej diaspory jako mniejszości narodowej z wszystkimi związanymi z tym faktem prawami, nie jest obecnie przedmiotem dyskusji. Od zawarcia w 1991 roku niemiecko-polskiego "Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy", Berlin uważa tę sprawę za uregulowaną. Według tego dokumentu w Polsce żyje co prawda "niemiecka mniejszość", ale nie "mniejszość polska" w Niemczech.
Niemcy mają cztery mniejszości narodowe
Podłożem nierównej oceny obu etni jest stanowisko Niemiec, zgodnie z którym do mniejszości narodowych "należą tylko takie etnie, które, podobnie jak cztery uznane grupy: Duńczyków, Fryzyjczyków, Łużyczan oraz Sinti i Romów zasiedlili terytorium Niemiec w rozumieniu historycznym". W związku z tym imigranci jak Turcy, czy Polacy, nie mogą domagać się przyznania im praw mniejszości.
Argument Warszawy, że przynajmniej Polacy z Zagłębia Ruhry, którzy osiedlili się w Niemczech już w XIX wieku, spełniają jednoznacznie kryteria zasiedziałej mniejszości narodowej, rząd federalny odrzuca, wskazując na pracę badawczą Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Według niej w 1945 roku żyło w Niemczech co prawda jeszcze około 100 tysięcy potomków tych Polaków, niemniej większość spośród nich już dawno nie angażuje się jako osoby deklarujące swą polską tożsamość.
Warszawa - przypomina w FAZ Schuller - te zastrzeżenia zna od dawna. W niemieckim MSZ podkreśla się, że Westerwelle w czasie grudniowej wizyty Sikorskiego w Berlinie zaznaczył też, że dla Niemiec uznanie polskiej "mniejszości narodowej" nie wchodzi w grę. Dlatego polscy dyplomaci traktują Aide-memoire Sikorskiego jako próbę znalezienia rozwiązania, pomimo zróżnicowanych stanowisk w tej sprawie.
Polsce chodzi o konkrety
W tym kontekście warszawscy dyplomaci nawiązują do art. 20 traktatu z 1991 roku, zgodnie z którym Polaków w Niemczech nie określa się jako mniejszość, lecz przyznaje im te same prawa co "niemieckiej mniejszości" w Polsce.
Konkretnie polski rząd życzy sobie, żeby organizacja dachowa, Konwent Organizacji Polskich w Niemczech, tak jak cztery "oficjalne mniejszości" otrzymała finansowane przez państwo Biuro w Berlinie oraz, żeby polepszono ofertę nauczania języka polskiego w niemieckich szkołach.
Mimo, że traktat z 1991 roku przewiduje dla Polaków w Niemczech, tak jak dla Niemców w Polsce "naukę w języku ojczystym", niektóre landy jak Hesja, czy Bawaria, po dziś dzień nie wywiązują się z zobowiązania - podkreśla autor artykułu. Dodaje, że w Polsce droga do spełnienia tych życzeń jest sporna. Na przykład narodowo-konserwatywni komentatorzy żądają renegocjacji Traktatu, "by skończyć z dyskryminacją Polaków w Niemczech". Berlin temu zaprzecza, ale i Sikorski nie podziela tego stanowiska.
Sposób na złagodzenie napięcia
W zamian za to polscy dyplomaci proponują wyjaśnienie tej kwestii we wspólnej deklaracji przy okazji 20 rocznicy Traktatu z 1991 roku, czyli za rok. Na tę propozycję Berlin zareagował pozytywnie. Parlamentarny sekretarz stanu ds. Przesiedleńców i Mniejszości Narodowych, Christoph Bergner (CDU), zgadza się ze stanowiskiem strony polskiej, że traktat z 1991 roku co prawda nie zrównuje "statusu" poszczególnych grup etnicznych po obu stronach, niemniej przewiduje analogiczne traktowanie ich od strony materialnej. Dlatego Bergner jest gotów rozmawiać z Polakami "na zasadzie wzajemności" na temat wszystkich bolączek - również na temat biura kontaktowego dla polskich związków w Berlinie, oraz na temat zwiększenia godzin języka polskiego w niemieckich szkołach. Niemiecki pełnomocnik nie kryje jednak, że z uwagi na zdecentralizowany system edukacyjny w Niemczech, gdzie poszczególne landy mają w sprawach oświaty decydujące słowo, spełnienie wszystkich życzeń nie będzie łatwe.
Zgoda buduje
Christoph Bergner zaprosił w styczniu na spotkanie niemieckiej mniejszości w Polsce i polskiej diaspory w Niemczech z przedstawicielami obu rządów. Otwarcie podchodzi też do kwestii przyznania przynajmniej "Polakom z Zagłębia Ruhry" statusu mniejszości autochtonicznej (grupy odrębne pod względem charakterystyk kulturowych, w tym językowych).
Uważa, że zamiast się spierać o definicje, obie strony powinny skoncentrować się na szukaniu pragmatycznych rozwiązań.
opr. Iwona Metzner
red. odp. Marcin Antosiewicz