1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Spiegel" o ratunku Strenesse: "Dyletanci w Noerdlingen"

1 października 2016

Magazyn "Spiegel" opisuje ciąg dalszy smutnej historii modowej marki Strenesse, którą rzekomo miał ocalić inwestor z Polski.

https://p.dw.com/p/2QnIM
Taschen der Marke Strenesse
Zdjęcie: Getty Images/C. Bilan

"Cała historia brzmi jak kryminał rozgrywający się w kręgach gospodarczych, którego bohaterowie działają po trosze dyletancko, po trosze bez skrupułów", pisze "Spiegel" o akcji ratowania upadającej niemieckiej marki modowej Strenesse przez polskiego inwestora.

"Kryminał ten mówi o wielkich wizjach na przyszłość, nieporadnych menadżerach, podejrzanym przepływie pieniędzy i polskiej rodzinie, która węszyła lukratywny biznes na bawarskiej prowincji".

Tygodnik wyczerpująco opisuje sytuację, która kulminowała w samo południe 9 września 2016. Nowy szef Strenesse Reiner Unkel na darmo czekał tego dnia w swoim biurze na nowego właściciela firmy, polski klan Kucharczyków, który miał uiścić część sumy za przejęcie firmy, przyjeżdżając z pieniędzmi.

Podpadający zegarek

"Tuż przed godziną 12.00 polski inwestor przekazał informację, że wycofuje się z transakcji. Menadżer i cała załoga firmy w Noerdlingen są zaszokowani, potem mówi się, że to dla przedsiębiorstwa katastrofa. Od tego czasu Strenesse i niesolidny inwestor wysuwają wobec siebie zarzuty i zanosi się na korowody prawne. Syndyk mówi o podejrzeniu malwersacji. Polski kontrahent twierdzi, że został wprowadzony w błąd."

Niemiecki tygodnik szczegółowo opisuje, jak toczyły się sprawy Strenesse, renomowanej niegdyś, modowej firmy z Noerdlingen, której groziła upadłość.

"Wczesnym latem niespodziewanie pojawił się ktoś nowy, zainteresowany przejęciem firmy. Rodzina Kucharczyk z Polski poinformowała przez swój bank, że chce inwestować w Niemczech, chętnie w firmę Strenesse. Noerdlingen przeżyło wybuch radości, która zdaje się przysłoniła wszelkie wątpliwości", pisze Simon Hage na łamach "Spiegla".

Kiedy nowi inwestorzy po raz pierwszy pojawili się w siedzibie firmy, wszyscy byli ujęci ich uprzejmością i solidnością. Przedstawili się jako zamożna rodzinna firma, zainteresowana długofalowymi działaniami biznesowymi. Nieprzyjemnie rzucał się tylko w oczy wypasiony złoty zegarek na przegubie ręki jednego z polskich gości, jak opisuje "Spiegel" okoliczności spotkania. "Nikomu jakoś nie podpadło, że inwestorzy ci byli kompletnie nieznani w modowej branży i że przyjechali praktycznie z pustymi rękami. Kucharczykowie nie mieli ani własnej strategii dla Strenesse, ani menadżerów, którzy mogliby ją wdrożyć. Za to zdawali się akceptować prawie wszystko, co im przedkładano. (...)

Strenesse Designer Gabriele Strehle
Gabriele Strehle była przez długie lata projektantką StrenesseZdjęcie: Getty Images/F. Harrison

Wyglądało, jakby nie przywiązywali żadnej wagi do władzy i sławy, chcieli działać raczej na drugim planie. To życzenie spełniła im firma Strenesse, zamaskowując na zewnątrz prawdziwą tożsamość inwestorów. Jako nowych właścicieli Strenesse publicznie zaprezentowano finansowy holding MAEG, 'działające na polu międzynarodowym family office'".

Ufni i naiwni?

"Popełniono jednak jeden kosmetyczny błąd: nic nie było wiadomo o działalności tej firmy. Dopiero w roku 2016 została ona wciągnięta do holenderskiego rejestru handlowego, a jej adres internetowy Maegbv.com prowadził w pole".

Jak ocenia autor artykułu, dyrekcji Strenesse wystarczały przypuszczalnie mgliste obietnice nowych inwestorów, którzy mówili, że chcą utworzyć koncern składający się z kilku międzynarodowych marek. "Wszyscy byli zdania, że MAEG Holding przedstawił najlepszą ofertę" - jak "Spiegel" cytuje syndyka Joerga Nerlicha.

"Zdaje się, że w ogólnej euforii nikt nie zadał sobie trudu, by prześwietlić firmę i jej popleczników. Przeciwko jednemu z członków klanu Kucharczyków, który regularnie pojawiał się w Noerdlingen, od 2013 r. prowadzi dochodzenie monachijska prokuratura ze względu na podejrzenie oszustwa przy innej transakcji. Podejrzany neguje zarzuty. Syndyk Strenesse Nerlich twierdzi, że nic nie wiedział o tym śledztwie.

Jako szefa nowej Strenesse GmbH inwestorzy przedstawili Grzegorza Nowaczyka, byłego prezydenta Elbląga, rodzinnego miasta Kucharczyków, który w roku 2013 został w spektakularny sposób zdymisjonowany. Zarzucano mu nadużywanie urzędu, czemu ten jednak zaprzeczał".

"Spiegel" opisuje dalszy, dość zawikłany bieg spraw, powołując się na informacje syndyka: Na konto firmy Strenesse przestają nagle wpływać pieniądze od ważnych partnerów biznesowych. Po interwencji okazuje się, że pieniądze były przelewane już na konto nowej Strenesse GmbH, do którego dostęp mieli już nowi właściciele. MAEG Holding przekierowywała wcześniej już wpływające pieniądze, jeszcze zanim do skutku doszła transakcja zakupu firmy. U szefostwa Strenesse obudziło się podejrzenie: czyżby Kucharczykowie chcieli pozyskać sumę na zakup z kont Strenesse?

"Rzecznik polskiego klanu twierdzi, że ich postępowanie jest zgodne z prawem. Inwestorzy zadeklarowali gotowość do zwrotu większej części tych pieniędzy - oprócz 100 tys. euro, które zatrzymali na swoich kontach" - informuje "Spiegel".

Polacy też monitują rzekome niewłaściwe zachowanie samej firmy. Irytację wywołał u nich fakt, że zarząd Strenesse tuż przed sprzedażą firmy wziął jeszcze milionowy kredyt - i jako poręczenie oddał ważne mienie: markę i towar. Syndyk twierdzi, że dług ten miał być spłacony z pieniędzy pozyskanych ze sprzedaży całej firmy holdingowi MAEG.

"Ale do tego w ogóle nie doszło. Inwestorzy w oświadczeniu prasowym twierdzą, że czują się wprowadzeni w błąd przez zarząd Strenesse SA co do faktycznej ekonomicznej sytuacji firmy.

Szereg krytycznych pytań

Syndyk Nerlich twierdzi, że to twierdzenie wyłącznie w celu obrony i udało mu się wyezgzekwować zakaz jego rozpowszechniania. MAEG po prostu nigdy nie uiściła zapłaty. - Do samego końca holding nie zainwestował ani centa w firmę - twierdzi. Chce on zgłosić doniesienie o podejrzeniu malwersacji, bo jak twierdzi już po rozwiązaniu umowy ktoś z MAEG Holding podejmował pieniądze z kont firmy. Zapłacono nimi m.in. rachunki za podróż do Mediolanu.

Podejrzani o malwersację bronią się, że podróż miała miejsce jeszcze przed zerwaniem umowy i zapewniają, że MAEG, Strenesse GmbH i odpowiedzialne tam osoby nie sprzeniewierzały żadnych pieniędzy. Zastrzegają także możliwość podjęcia kroków prawnych.

"Grozi więc sprawa przed sądem, której finał jest równie niepewny jak przyszłość Strenesse. Cała afera z Kucharczykami pochłonęła cenny czas i dalej nadszarpnęła renomę marki".

Jak zaznacza autor artykułu, marka znajdzie na pewno jakiegoś inwestora. Ale wszystkie zamieszane w aferę osoby - od syndyka aż po przedstawicieli udziałowców - będą konfrontowane z krytycznymi pytaniami. Dlaczego skrupulatnie nie prześwietlono MAEG? Jak to możliwe, że przez lata nie udało się pozyskać inwestorów, tym bardziej, że zgłaszali się solidni interesenci np. inwestor z Hongkongu, który chciał kupić Strenesse za 18 mln euro?"

opr. Małgorzata Matzke