1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
SportEuropa

Reprezentantka Polski: My kobiety też potrafimy grać w piłkę

Dominik Owczarek
14 września 2020

Byłoby fajnie, gdyby ludzie nareszcie otworzyli oczy, wyszli z fotela, odłożyli piwo i przyszli na stadion zobaczyć, jak gramy w piłkę – mówi Katarzyna Kiedrzynek*.

https://p.dw.com/p/3iKEM
Bramkarka Katarzyna Kiedrzynek z piłką w rękach
Katarzynak Kiedrzynek od sezonu 2020/2021 gra w niemieckim klubie VfL WolfsburgZdjęcie: picture-alliance/ZUMAPRESS/Sport Press Photo/D. Porcelli

DW: Grając siedem lat w Paris Saint-Germain, wyrobiła sobie Pani markę jednej z najlepszych bramkarek świata. Czym przekonał Panią VfL Wolfsburg?

Katarzyna Kiedrzynek*: Drużyna od wielu lat jest w europejskiej czołówce. Wygrywa w Niemczech wszystko, co się tylko da. Od kilku lat brakuje tytułu Ligi Mistrzyń, ale klub ten zawsze do mnie przemawiał. Już wcześniej czułam, że kiedyś tu zagram. Gdy Wolfsburg o mnie zabiegał, nie zastanawiałam się zbyt długo nad decyzją.

Otrzymała Pani również ofertę od klubu, który wygrał z mistrzem Niemiec w finale Ligi Mistrzyń. Czemu odmówiła Pani Olympique Lyon – klubowi dominującemu od kilku lat nie tylko we Francji, ale i w Europie?

– Istotna jest wieloletnia rywalizacja między PSG a Lyonem. Grając w Paryżu przekonałam się, jak wspaniali są tamtejsi kibice – bardzo się z nimi zżyłam. Myślę, że nie powinno się odchodzić do największego rywala. Tak się po prostu nie robi. Nie musiałam odchodzić do Lyonu, by coś wygrać – mogę to zrobić też z Wolfsburgiem.

Odmówiła Pani najlepszej drużynie w Europie... 

– Wiele zawodniczek z Paryża wykonywało takie ruchy, by wygrywać trofea. Nie jestem osobą, która mogłaby się tak sprzedać. Wolę być dobrze zapamiętaną i nie rozstawać się z nikim w złości. Mam swój honor i nie mogłam tego zrobić zarówno sobie, jak i wszystkim ludziom, którzy mi pomogli. Przyjeżdżając tam, w życiu nie spodziewałam się, że mogłabym zostać aż tak długo. Francja i Paryż zawsze zostaną w moim sercu, nawiązałam fajne znajomości, które dalej podtrzymuję. Myślę, że kiedyś tam wrócę, ale już w roli turystki – nadal mam kilka rzeczy do zobaczenia.

Z prawie zawsze drugiego PSG przeszła Pani do zespołu, który zdominował kobiecą Bundesligę. Na ile silny był Pani głód trofeów?

– Mimo wspaniałego czasu w Paryżu brakowało mi niewątpliwie trofeów w gablocie. Mam nadzieję, że w Wolfsburgu się to zmieni, do czego mam zamiar się przyczynić. Dołączyłam do drużyny, która w lidze pokazuje, że nie ma sobie równych.

W ostatnim meczu z Hoffenheimem wygrałyście 4:1. Na stadion przyszło ponad 1700 widzów. Na ile decyzja DFB, przyzwalająca na stopniowy powrót kibiców na stadiony jest Pani zdaniem słuszna?

– Oglądanie meczu na świeżym powietrzu przy zachowaniu zasad higienicznych i odpowiednim dystansie nikomu nie zaszkodzi. Ludzie żyją normalnie, chodząc w maseczkach do sklepów, restauracji, czy też po mieście. Nie twierdzę, żeby wejście na stadion było ogromną przeszkodą. Cieszy mnie, że w Niemczech kibice mogą stopniowo znowu poczuć futbol na żywo, a nie tylko w telewizji.

Pierwsze wrażenia na temat Niemców i Niemek?

– Nie zauważyłam jeszcze znacznych różnic między Francją i Niemcami. Ludzie w Niemczech wydają mi się jednak już bardziej otwarci i sympatyczni. Kłóci się to ze stereotypami w Polsce, czym jestem miło zaskoczona. Poznałam bardzo fajnych i pomocnych ludzi, którzy są otwarci na wszystkich. Bardzo szybko nawiązałam relacje z koleżankami z drużyny – nie uciekam od możliwości kontaktów. Nie potrzebowałam długiego czasu na aklimatyzację. Niemiecka kuchnia w porównaniu do francuskiej jest też podobna do polskiej. Miasto jest małe, można skupić się na futbolu. Czuję się tu jak w domu.

Podczas pierwszych dni we Francji nie mówiła Pani jeszcze po francusku. Jak wygląda kwestia komunikacji w pierwszych tygodniach w Wolfsburgu?

– Język niemiecki wydaje mi się trudniejszy od francuskiego. Na pewno muszę się intensywnie zabrać za naukę – ostatnio nie było na to czasu. Są momenty, kiedy skupiam się absolutnie na futbolu. Na razie mam ten problem, że jak mówię po niemiecku to od razu przychodzi mi do głowy francuski, angielski bądź polski. Nie boję się komunikować, więc z czasem poprawa na pewno nadejdzie. W szatni dużo mówię jeszcze po angielsku, ale staram się używać niemieckiego. Czasami też przeplatam oba języki. Parę dziewczyn mówi też trochę po francusku. Koleżanki są bardzo wyrozumiałe i gdy trzeba coś przetłumaczyć to nie ma żadnego problemu.

W Wolfsburgu gra też  Ewa Pajor. Na ile obecność rodaczki pomogła w adaptacji do zespołu?

– Na pewno łatwiej wchodzi się do klubu, gdzie jest rodak lub rodaczka. Mogłam liczyć też na pomoc w związku z dokumentami lub mieszkaniem. Ewa bardzo mi pomogła, za co jej dziękuję – jest wspaniałą osobą.

Wspominała Pani kilka lat temu w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”, że z początku Francuzi traktowali Panią, jak kogoś z gorszego kraju. Jak wyglądało to w Niemczech?

– Miałam wtedy takie wrażenie, choć już nie pamiętam szczegółów. To było dość dawno temu. W Niemczech absolutnie czegoś takiego nie poczułam. Można tutaj oczywiście znaleźć różne zdania na temat Polaków. Wiadomo, że coś z prawdy może w tym być, ale nie należy wkładać wszystkich do jednego worka. Polacy są wspaniałymi ludźmi. W każdym narodzie pojawiają się elementy psujące opinię w danym kraju.

W Bundeslidze powiększa się grono polskich piłkarek. Jak wpłynie to na reprezentację?

– Wyjazdy dziewczyn m.in. do Niemiec na pewno pomagają. Z roku na rok dochodzi do kolejnych transferów za granicę. Mam nadzieję, że piłkarki będą się jeszcze bardziej otwierać na takie decyzje. Można na tym tylko zyskać – nic przy tym nie tracąc. Trener kadry też się na pewno cieszy, że dziewczyny zdobywają doświadczenie i rozwijają umiejętności.

Piłkarki VfL Wolfsburg świętują zwycięstwo nad SGS Essen
Piłkarki VfL Wolfsburg świętują zwycięstwo nad SGS Essen (wrzesień 2020)Zdjęcie: Imago Images/Jan Huebner

Jak ocenia Pani sytuację w polskiej lidze w porównaniu z innymi krajami?

– Są postępy, ale jednak nadal istnieje duża różnica. W męskiej piłce nożnej młodzi zawodnicy z Ekstraklasy też robią wszystko, aby wyjechać za granicę. Chcąc indywidualnie coś osiągnąć, trzeba wyjechać, by realizować swoje marzenia i cele. Taki wyjazd uczy również życia i bycia silniejszą. Staram się mówić zawodniczkom, żeby nie bały się takich kroków. Trzeba jechać i walczyć o swoje.

Wkrótce w ramach eliminacji do mistrzostw Europy 2022 Polki zmierzą się dwukrotnie z Czeszkami. Na ile można uznać Was za faworytki grupy?

– Idzie nam na razie bardzo dobrze, ale nie wiem, czy powinno się nas uważać za faworytki. Brak Ewy Pajor w najbliższych meczach będzie dla nas na pewno wyzwaniem. Wierzymy jednak, że poradzimy sobie z Czeszkami także bez niej. Wtedy możemy dalej myśleć o wyjeździe na mistrzostwa.

W ostatnich dwóch podejściach reprezentacja Polski uplasowała się na trzecim miejscu. Lokata ta nie umożliwia kwalifikacji na Mundial lub Euro. Do trzech razy sztuka?

– Teraz albo nigdy. Mamy bardzo duży potencjał, co daje też niemałą szansę na występ w turnieju. Szkoda byłoby to zmarnować.

Kilka lat temu szerokim echem odbiła się Pani decyzja o tymczasowej rezygnacji z gry w kadrze. Powodem był konflikt z trenerem zarzucającym Pani nieprofesjonalizm. Na ile w ciągu ostatnich kilku lat atmosfera uległa zmianie?

– Zarzucając mi coś takiego, mogę zrewanżować się podobnym zarzutem, ale nie mam zamiaru wracać do tej sprawy. Zmieniło się niemało – widać jeszcze większy profesjonalizm. Sztab szkoleniowy ma pojęcie o piłce. Ze strony związku piłkarskiego widać także większą pomoc. Trudno o powody do niezadowolenia.

Ostatnio władze brazylijskiego futbolu wyrównały zarobki piłkarek i piłkarzy reprezentacji. Wcześniej taką decyzję podjęły federacje m.in. w Australii bądź Norwegii. Czy polskie reprezentantki powinny zarabiać tyle samo co reprezentanci?

– Na pewno tak, ale warto przedtem coś osiągnąć na turniejach. Na ten moment nie mamy jeszcze karty przetargowej, bo w porównaniu do męskiej reprezentacji na żadnym jeszcze nie wystąpiłyśmy. Wszystkie żeńskie reprezentacje, którym udało się wywalczyć równość płacową, prezentują się bardzo dobrze na mistrzostwach. Jak uda nam się przynajmniej zakwalifikować na Euro to będziemy walczyć o więcej.

Co Pani zdaniem powinno się zrobić, by kobiecy futbol spotkał się z jeszcze poważniejszym odbiorem i wzrostem zainteresowania?

– Promocja medialna jest bardzo ważna, ale dużo zależy też od ludzi. Nadal pojawiają się „żarty”, że ktoś przyjdzie na kobiecą piłkę, jak nastąpi wymiana koszulek po meczu. Porównując choćby inne dyscypliny, jak siatkówka lub piłka ręczna widać na pewno różnice fizyczności między płciami, których nie da się przeskoczyć. W tych dyscyplinach jednak dano dziewczynom szansę i zaufanie, żeby mogły się rozwijać. Apeluję, żeby w futbolu także dano nam szansę. W porównaniach kobiecej piłki do męskiej ciągle skupia się na słabych stronach. Kobieta w końcu wolniej biega, niżej skacze, słabiej strzela. Byłoby fajnie, jakby ludzie nareszcie otworzyli oczy, wyszli z fotela, odłożyli piwo i przyszli na stadion zobaczyć, jak gramy w piłkę. My kobiety też potrafimy to robić.

Dziękuję za rozmowę.

*Katarzyna Kiedrzynek (ur. 1991), polska bramkarka, wieloletniczka zawodniczka czołowego francuskiego klubu Paris Saint-Germain. Uznawana przez Francuski Związej Piłki Nożnej za najlepszą bramkarkę ligi francuskiej. Od sezonu 2020/2021 występuje w barwach VfL Wolfsburg. 

Niemcy. Co robią piłkarze po zakończeniu sportowej kariery?