GD4a jar Bestatter: Fritz Roth aus Bergisch-Gladbach
26 lipca 2010"Potraktuj śmierć osobiście!"
Fritz Roth jest właścicielem zakładu pogrzebowego, jednak w swojej pracy najbardziej troszczy się o żyjących.
Fritz Roth jest jowialnym, sześćdziesięcioletnim Nadreńczykiem i swój zawód traktuje jak powołanie. Wykonuje go od ćwierć wieku i znany jest nie tylko w regionie. „Najważniejsze jest dla mnie naturalne obchodzenie się z procesem umierania, śmiercią i żałobą”. Dlatego jako pierwszy w Niemczech założył prywatny cmentarz.
Od klasztoru do zakładu pogrzebowego
Jako dziesięciolatkowi spodobało mu się życie w klasztorze, do którego zapalili go katoliccy misjonarze w holenderskiej miejscowości Steyl. Zachęcili go boiskiem piłkarskim i basenem. Fritz Roth spędził w klasztorze 9 lat. Co prawda zawsze był otwarty na nowe pomysły, do życia w celibacie nie dał się jednak nakłonić.
Po pobycie w klasztorze Fritz Roth studiował ekonomię w Kolonii. Kiedy ją skończył, teść powiedział mu, że jego przyjaciel, przedsiębiorca pogrzebowy, szuka godnego następcy. Teść zapewnił już przy tym swego przyjaciela, że zięć na pewno przejmie zakład i tak też się stało.
Zakład pogrzebowy otacza zadbany ogród. Z zewnątrz zakład przypomina elegancki, wiejski hotel. Podczas rozmowy z Fritzem Rothem widać, że towarzyszenie osobom w żałobie fascynuje go, jeszcze długo jeszcze po ceremonii pogrzebowej: „Chcę dodać ludziom odwagi, pragnę, by zrozumieli fenomen śmierci”. Roth mówi jak psychoterapeuta czy duszpasterz. I tak też widzi swoją rolę, bardzo zresztą związaną z jego przeszłością.
Ze śmiercią za pan brat
Fritz Roth urodził się w 1949 roku w Eikampf w Nadrenii Północnej-Westfali, w rodzinie rolników.
Wychowywał się z czterema siostrami, co było dla niego „jak wygrana w totolotka”, mówi. Przez wszystkich był rozpieszczany, zwłaszcza babcia spełniała każde jego życzenie. Zmarła, kiedy Fritz Roth miał sześć lat. Jej śmierć była dla niego wydarzeniem, które odcisnęło piętno na jego dalszym życiu. „Mogłem trzymać rękę mojej zmarłej babci”- wspomina bez mała radośnie. Zrozumiał wtedy, że babcia nigdy nie zrobi mu już kakao czy budyniu. Jednocześnie w sposób namacalny pojął różnicę między stanem bycia żywym i umarłym.
Stosunkowo wcześnie odeszło też czworo jego rodzeństwa.
Sposób, w jaki dzieci przeżywają utratę kogoś bliskiego, jest dla Rotha czymś szczególnym. Dzieci bez zażenowania okazują swoje uczucia, krzyczą, że nie chcą stracić matki, a potem obracają się na pięcie i domagają się, by kupiono im np. loda!
Szczęśliwe dzieciństwo
Smak szczęścia Fritz Roth poznał w gospodarstwie rodziców, gdzie wychował się w otoczeniu zwierząt: „Było to poczucie bezpieczeństwa. Posiłki jadaliśmy zawsze wspólnie, przy wielkim stole. Potem wdrapywałem się ojcu na ramiona. Miał łysinę tak jak ja. A następnie zaczynało się opowiadanie historii”.
Ojciec Fritza Rotha był wielkim miłośnikiem kultury. Na długich spacerach po okolicznych lasach opowiadał o pałacach i postaciach z bajek. „Po nim odziedziczyłem tę fantazję i zamiłowanie do sztuki” - mówi Fritz Roth - „Sztuka obrazami pozwala wyrażać doznania i odczucia, które tak trudno czasami zrozumieć”. Podobnie dzieje się w przypadku życia i śmierci.
Fritz Roth jest przekonany, że współczesne społeczeństwo potrzebuje więcej spirytualizmu w życiu. Na pytanie, co przez to rozumie, odpowiada: „Chodzi o potraktowanie śmierci jako osobistego procesu. W końcu dotyczy ona również nas”! Po czym cytuje fragment wiersza niemiecko-żydowskiej poetki Maschy Kaleko – „Memento”: „Własną śmiercią po prostu się umiera, ze śmiercią innych trzeba żyć”.
Pytanie: „Potraktuj śmierć osobiście” - czy przesłanie Fritza Rotha jest dla państwa czytelne?
Jose Ospina-Valencia/ Aleksandra Jarecka
red. odp.: Elżbieta Stasik