1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ludzie z krajów, nie dającym im żadnych szans, nie mają nic do stracenia

Malgorzata Matzke9 sierpnia 2013

Współczesne niewolnictwo - tak pracownik socjalny z Hamburga w rozmowie z "Sueddeutsche Zeitung" określa warunki pracy i życia ludzi z Polski, Bułgarii i Rumunii szukających w Niemczech pracy.

https://p.dw.com/p/19Myu
Photograph: Samih Amri Beschreibung: Prof. Dr. Jörg Blasius erklärt die sozialen Gründe hinter der Obdachlosigkeit
Obdachlosigkeit in BonnZdjęcie: DW/S.Amri

W jak strasznych warunkach mieszkają i pracują w Niemczech ludzie z biedniejszych krajów UE unaoczniła raz jeszcze tragedia dwóch rumuńskich spawaczy ze stoczni w Papenburgu. "W sektorze najniższych stawek jest bardzo dużo wypadków, wielu ludzi pracuje na czarno, bez ubezpieczenia. Wciąż dosłownie na ulicy umierają bezdomni robotnicy. Papenburg jest wszędzie" - opowiada w rozmowie z "Sueddeutsche Zeitung" Andrea Stasiewicz, pochodzący z Wrocławia filozof i socjolog, który od 22 lat żyje w RFN. Od lat pracuje w poradni dla ludzi z krajów Europy środkowej i wschodniej, znajdującej się vis-a-vis dworca autobusowego w Hamburgu. Zna dokładnie losy bezdomnych Polaków, Rumunów, Bułgarów, przyjeżdżających do Niemiec w poszukiwaniu lepszych perspektyw życia, którym potem się nie wiedzie.

Nie udało się w kraju, tym bardziej nie uda się za granicą

"Badania europejskie udowadniają, że 10 do 20 proc. imigrantów przeżywa fiasko na niemieckim rynku pracy. W Hamburgu i Berlinie 30 proc. napływających ludzi z Europy wschodniej nie ma żadnej skończonej szkoły. Co drugi Bułgar jest bez wykształcenia, wielu Rumunów to analfabeci. Ludzie z Polski i krajów nadbałtyckich w 80 proc. mają dobre przygotowanie zawodowe. Ale z Polakami jest inny problem: kiedy nie mają pracy i tracą kontakt z rodziną, na pocieszenie zaczynają pić. W Hamburgu jest wielu bezdomnych, bezrobotnych Polaków - prawie 90 proc. z nich to alkoholicy" - opowiada Andrea Stasiewicz - "W Niemczech alkohol można pić także na ulicy i nikt nikogo nie zmusza do żadnych terapii. To przyspiesza tylko staczanie się".

Katarzyna Kowalska Ulrich hermannes Stanislaw Szczerba Andrzej Stasiewicz. *** Die Porträts von den Obdachlosen dürfen nur nach der Absprache mit Barbara Coellen, Polen-Redaktion von anderen Personen verwendet werden. *** Obdachlosigkeit in Hamburg - Hilfe für obdachlose Polen. Seit November hilft die Hamburger Stadtmission, Caritas, das polnische Konsulat und die polnische Stiftung BARKA und viele andere Einrichtungen den obdachlosen Polen von der Strasse wegzukommen. 90 Prozent der Obdachlosen in Hamburg sind Polen. Die meisten von Ihnen werden obdachlos nachdem sie von Arbeitgebern betrogen werden, wo sie schwarz gearbeitet haben.
Andrzej Stasiewicz (p) w gronie współpracownikówZdjęcie: DW

Jego klientami w poradni są zazwyczaj ludzie, którzy padli ofiarą oszustwa. "Wszystko zaczyna się już od pośredników w krajach pochodzenia. Kuszą ludzi ofertą pracy, tylko w Niemczech ta firma w ogóle o tym nie wie, kiedy nagle puka do nich chętny do pracy. Był jeden Polak, który w ten sposób ściągnął do Hamburga setki rodaków, a potem się zmył. Wśród imigrantów jest też wielu ryzykantów: jeżeli ktoś przyjeżdża na wieś i opowiada, że w nowym kraju wszystko jest tak wspaniałe, inni już pakują manatki.

Bez wykształcenia, bez szans

"Co najmniej 5 razy w tygodniu stoi u mnie przed biurkiem jakiś młody człowiek, który gdzieś podchwycił, że mogę mu w ciągu jednego dnia załatwić mieszkanie i pracę. Ale ja muszę sprowadzić ich na ziemię", zaznacza. "Pytam go, czy w ogóle wie, jak tu jest? Jak może wyobrażać sobie karierę w Niemczech, skoro nawet nie umie pisać i nie ma żadnego zawodu? Do mnie nie trafiają ludzie z wykształceniem. Do mnie przychodzą ludzie, którzy w ogóle nie są w stanie poradzić sobie z trudnościami emigracji i integracji".

Problemem imigrantów jest z reguły znalezienie mieszkania i pracy na godnych warunkach. "Najlepsze umowy o pracę, jakie widziałem, to były kontrakty z miesięcznym wynagrodzeniem 700 euro. Trudno powiedzieć, jakie są stawki godzinowe. W wielu hotelach pracownicy otrzymują oficjalnie stawki według taryfikatora, z zaznaczeniem, że takie wynagrodzenie otrzymuje się przy tzw. normie godzinnej. A ta może oznaczać, że trzeba w godzinę sprzątnąć pięć pokoi, czego nikt nie jest w stanie zrobić, czyli wynagrodzenie jest obcinane o połowę. Takie przypadki są w wielu branżach. Ludzie zarabiają jako samodzielne podmioty 5 euro na godzinę".

Bezprzykładny wyzysk

Andrea Stasiewicz przyznaje, że są to dumpingowe płace, ale trudne jest to do uchwycenia od strony prawnej. "Firmy mają ogromne możliwości, by zaopatrzyć się w tanią siłę roboczą. Na przykład zawierając umowy o dzieło. Mieliśmy taką sytuację w fabryce kanapek w północnych Niemczech: Polki zatrudniono tam na podstawie polskich kontraktów i skoszarowano w zbiorowej noclegowni. Dostawały 300 euro miesięcznie i powiedziano im, że wieczorami mogą jeszcze chodzić po domach i sprzątać".

Photograph: Samih Amri Beschreibung: Wohnungslos unter einer Brücke in Bonn
Ulica staje się dla wielu domemZdjęcie: DW/S.Amri

Ludzie, którym nie powiodło się z pracą, którzy nie mają dachu nad głową a trafiają do poradni, proszą, by mogli zadzwonić do rodziny. "Pozwalam im zadzwonić z biurowego telefonu i słyszę, jak opowiadają rodzinie: 'U mnie wszystko super, spotkałem faceta, który mi załatwi pracę i mieszkanie'. Ma na myśli mnie, a ja wiem, że ten człowiek żyje na ulicy", opowiada pracownik socjalny.

Na pytanie, dlaczego ludzie nie bronią się przed wyzyskiem, odpowiedzią jest strach: "Jest wielu pracodawców-kryminalistów, niektórzy wręcz grożą pracownikom. Przed tygodniem przyszedł do mnie mężczyzna z podbitym okiem. Pracował z pięcioma innymi Polakami na czarno w firmie rozbiórkowej. Dostał 200 euro zaliczki, a gdy po miesiącu pracy chciał całą zapłatę, został pobity. Zabrano mu paszport, a on nie miał odwagi zgłosić tego na policję, bo pracował nielegalnie. (...)

Obawa, że będzie jeszcze gorzej

Według moich obserwacji, co trzeci pracuje na czarno", zaznacza Andrea Stasiewicz i podaje statystyki: "W roku 2012 do RFN przyjechało 1,8 mln imigrantów, z czego 180 tys. stanowili Polacy i Rumuni. Polacy przyjeżdżają z reguły z Pomorza, Mazur i wschodnej Polski; Rumuni - ze wszystkich regionów. Pracują z reguły w przemyśle mięsnym, na budowach, w gastronomii i hotelarstwie, w rolnictwie czy opiece nad starszymi ludźmi. Wielu z nich pozornie prowadzi własną działalność gospodarczą. W RFN Rumuni i Bułgarzy mogą działać na rynku tylko jako firmy, co prowadzi do tego, że ludzie niemający pojęcia o prowadzeniu firmy, którzy nawet nie poradzili sobie na rodzimym rynku pracy, tu muszą tylko za 20 euro załatwić sobie zezwolenie na prowadzenie firmy - bez znajomości języka, bez kapitału - to najprostsza droga do biedy".

Kiedy w roku 2014 niemiecki rynek pracy zostanie otwarty dla Rumunów i Bułgarów należy liczyć się z jeszcze większym napływem ludzi. "Ludzie z krajów nie dającym im żadnych szans mają mało do stracenia. A inni w tych krajach cieszą się z tej emigracji, bo zmniejsza ona presję na rodzimym rynku pracy. W Polsce na przykład wielu pracowników urzędów pracy zachęca ludzi do wyjazdu do Niemiec".

Małgorzata Matzke

red.odp.: Elżbieta Stasik