1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Krzemiński w "Die Welt": Europa powinna świętować w Berlinie

Bartosz Dudek (opr.)27 lutego 2015

"Miałem sen: 8 maja 2015, w 70. rocznicę zakończenia wojny, z inicjatywy Donalda Tuska i Angeli Merkel w Berlinie spotyka się cywilna Europa" - pisze w swoim gościnnym eseju w dzienniku "Die Welt" Adam Krzemiński.

https://p.dw.com/p/1Eiu5
Bildergalerie Siegesparade in Moskau 09.05.2014
Defilada w Moskwie (9.05.2014)Zdjęcie: Reuters

"Dlaczego upieram się przy Berlinie? - pyta retorycznie polski publicysta - rozpoczęta zbombardowaniem Wielunia i ostrzałem Westerplatte 1 września 1939 wojna nie zakończyła się w Moskwie, Londynie czy we francuskiej kwaterze głównej generała Eisenhowera w Reims, lecz w Berlinie - kapitulacją Wehrmachtu". Krzemiński jest przekonany, że takie obchody wcale nie oznaczałyby upokorzenia dzisiejszych Niemców, którzy z powodzeniem stawili czoła swojej niechlubnej przeszłości, czego symbolicznym wyrazem było przemówienie zmarłego niedawno prezydenta RFN Richarda von Weizsäckera z 8 maja 1985 roku. Krzemiński cytuje Weizsäckera, który powiedział wtedy, że nie można świętować 8 maja, nie uświadamiając sobie, jak trudne jest demonstrowanie tej gotowości do pojednania dla dawnych przeciwników i jak bardzo muszą się oni przezwyciężać. "Pojednanie »odwiecznych wrogów« - nie tylko Niemców, Francuzów, Polaków czy Brytyjczyków, ale wszystkich narodów, które są lub chcą być członkami UE - jest dowodem na przezwyciężenie europejskiego fatum i na wyciągnięcie wniosków z tragedii najbardziej krwawej ze wszystkich wojen.

"Świadectwo siły i mądrości"

Spotkanie Europejczyków w Berlinie 8 maja nie byłoby żadnym upokorzeniem Niemców, lecz świadectwem europejskiej siły i mądrości. Szczególnie polski prezydent Unii Europejskiej ma prawo, razem z niemiecką kanclerz - do wystąpienia z taką inicjatywą jako dowód na to, że Niemcy i Polacy, jedni z najciężej doświadczonych sąsiadów w Europie XX wieku, wyszli z cienia historii" - pisze Adam Krzemiński, podkreślając przy tym, że 8 maja nie powinien być europejskim świętem, lecz dniem zadumy i refleksji, "raczej europejskim dniem zadusznym niż dniem zwycięstwa".

Ten typ świętowania i rozrachunku z przeszłością publicysta przeciwstawia pojmowaniu historii przez putinowską Rosję. "Podczas gdy Rosja Putina wraca do stalinowskiej interpretacji II wojny światowej, zachodnia Europa europeizuje narodową narrację historyczną". Krzemiński dodaje, że krytycznie wobec własnej przeszłości nastawiona "kultura wstydu" "z wiadomych względów najbardziej zaawansowana jest w Niemczech". Tymczasem "we współczesnej Rosji nie do pomyślenia jest, żeby rosyjski prezydent napomknął nawet o tym, że wstyd i odpowiedzialność za Gułag są elementem rosyjskiej tożsamości. Według badań opinii publicznej poparcie dla Putina wśród ludności rośnie wprost proporcjonalne do militaryzacji jego polityki" - pisze Krzemiński, uzupełniając, że "rosyjski militaryzm jest jak balsam dla znękanej rozpadem imperium rosyjskiej duszy".

"Cnota krytycznego spojrzenia"

Jeśli prawdą jest, co twierdzi cytowany przez autora eseju rosyjski publicysta Wiktor Jerofiejew, że obok konfliktu militarnego na wschodzie Ukrainy toczy się też wojna o wartości, to tym bardziej ważne jest, by w 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej Polska, razem ze swoimi europejskimi partnerami, "była w stanie pokazać, że po katastrofie obu wojen w naszej części Europy udało się pokonać fatalizm wrogości" i "nie ulec pokusie autystycznej polityki historycznej".

"Być może bezwstydny imperialny rewizjonizm Kremla cieszy się poparciem przeciętnego Rosjanina. Jednak to kultura poczucia wstydu i przenikliwego spojrzenia na własne błędy jest częścią moralnej siły naszej Europy". Właśnie tę "cnotę krytycznego spojrzenia na historię państwa UE mogłyby zademonstrować 8 i 9 maja w Berlinie. Oczywiście też i w Gdańsku" - kończy swój esej Adam Krzemiński.

opr. Bartosz Dudek