1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Państwa nie mają przyjaciół tylko interesy [OPINIA]

Małgorzata Matzke1 maja 2015

Niemcy mają kolejną aferę: wywiad BND pomagał USA szpiegować partnerów takich jak Francja czy Austria. Może potknąć się na niej jeden z ministrów, ale generalnie wszystko jest w normie, uważa Kay-Alexander Scholz.

https://p.dw.com/p/1FIqz
Symbolbild NSA Suchmaschine
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Ci okropni Amerykanie powinni wreszcie wyjawić niemieckiej opinii publicznej, co tak naprawdę robi ich agencja wywiadowcza NSA i czy oraz w jakim wymiarze prowadzi zmasowaną inwigilację. Taki mniej więcej wydźwięk miała afera wokół poczynań amerykańskich służb wywiadowczych przed rokiem w Niemczech. Niemcy powinni dokładniej przyjrzeć się sobie w lustrze, radził wtedy były główny doradca Hillary Clinton ds. informatycznych Alec Ross w Berlinie. Niemiecki wywiad BND nie różni się w zasadzie w niczym od NSA, ma tylko mniejszy budżet. A o tym, jakie stosuje metody właściwie powszechnie wiadomo. To, co powiedział Ross w niemieckich mass mediach przeszło bez echa. Nie pasowało to do wizerunku własnego Niemiec i ich pojęcia o tajnych służbach.

Kommentarfoto Kay-Alexander Scholz Hauptstadtstudio
Kay-Alexander ScholzZdjęcie: DW/S. Eichberg

Tajna służba ma to do siebie, że jest tajna - także BND

Teraz temat powrócił. Niemiecka opinia publiczna dowiedziała się tymczasem, że BND jest jak najbardziej jednym z liczących się graczy na polu tajnych poczynań, na którym to polu nie odróżnia się dobra ani zła, tylko interesy. Szpiegowanie przyjaciół jest nie do przyjęcia? Kanclerz Merkel chciała tym stwierdzeniem przejąć stery w dyskusji. Ale Niemcy i Stany Zjednoczone nie mają żadnego układu o przyjaźni. USA nie dopuszczają Niemiec nawet do kręgu five eyes. Dość jest kwestii, w których Amerykanie są wobec Europejczyków sceptyczni i nie bez powodu są też ciekawi: Co się dzieje w kwestii ratowania Grecji? Co jest z kryzysem ukraińskim? Co Europejczycy myślą o TTIP? Jeżeli chodzi o jakieś gigantyczne zlecenia, szpiegostwo nie zna żadnych barier.

Europejczycy i Amerykanie mają wspólny interes przy zwalczaniu terroryzmu. Odnośnie tego tematu ciekawe zdanie, którego nie wyłuskała opinia publiczna, padło z ust rzecznika rządu RFN Steffena Seiberta: W walce z terroryzmem nie ma lepszego partnera niż USA. Zabrzmiało to trochę jak przeprosiny, ale czuło się, że przynajmniej szło z serca. O innych sprawach nie ma on prawa nic mówić publicznie, bo są tajne.

Thomas de Maiziere byłby tylko kozłem ofiarnym

Tak więc dla opinii publicznej pozostaje wielka szara strefa. Niejasne jest przede wszystkim, czy Urząd Kanclerski jest poinformowany w szczegółach co do poczynań BND, i na odwrót. Tyle, że Urząd Kanclerski musi zważać na całokształt - a to oznacza współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Bez nich się nie da - już nawet tylko ze względów finansowych.

Może się to komuś podobać albo i nie. Szpiegostwo było i pozostanie brudną sprawą, bo to nie jest żadne "wesołe miasteczko". Tyle, że szukanie teraz kozła ofiarnego, jak to się akurat robi z Thomasem de Maiziere, w niczym nie pomoże. Świat nie stanie się przez to prostszy. Wyeliminowano by jedynie potencjalnego następcę Angeli Merkel, ku radości jego konkurentki Ursuli von der Leyen. I ku radości opozycji, która mogłaby donieść o sukcesie działań komisji śledczej ws. poczynań NSA. Ale byłby to tylko sukces wewnętrznej polityki Niemiec. Do rzeczywistej rozprawy powinno bowiem dojść pomiędzy Berlinem i Waszyngtonem. Ale tu panuje cisza od czasu cyberdialogu w ubiegłym roku.

Kay-Alexander Scholz / tł. Małgorzata Matzke