1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Muzyczny Berlin, magiczny Berlin

Róża Romaniec8 grudnia 2014

Występy polskiego gitarzysty Krzysztofa Meisingera w Berlińskiej Filharmonii ponownie zakończyły się owacjami na stojąco. Na drugi koncert w legendarnej filharmonii zaprosił światowej sławy koreańską sopranistkę Sumi Jo.

https://p.dw.com/p/1E0pr
Krzysztof Meisinger i Sumi Jo w Berlińskiej Filharmonii
Krzysztof Meisinger i Sumi Jo w Berlińskiej FilharmoniiZdjęcie: DW/R. Romaniec

Róża Romaniec: Berlińska Filharmonia należy do najważniejszych sal koncertowych na świecie. Czym jest występ na takiej scenie dla młodego artysty?

Krzysztof Meisinger: Dla mnie każdy koncert jest ważny, bo kontakt z publicznością zawsze napędza, rozwija, daje mi poczucie spełnienia. Ale naturalnie koncerty w Berlińskiej Filharmonii - zarówno w dużej, jak i małej sali - są wyjątkowym spełnieniem. To jest jedna z najdoskonalszych filharmonii, jakie znam. Dźwięk tam żyje, jest bardzo naturalny. Występując na tej scenie można poczuć magię tego, co się robi. Wynika to też z legendy Karajana, która jest obecna nawet po jego śmierci, zarówno w świadomości słuchaczy jak i muzyków.

RR: Na czym polega ta legenda?

Krzysztof Meisinger Gittarist
"W Berlinie muzyk czuje magię" - Krzysztof MeisingerZdjęcie: DW/R. Romaniec

KM: Trudno to pojąć podstawowymi zmysłami, to jest raczej energia, która jest jakby wartością dodaną tej sztuki. Dla wykonawcy to coś fascynującego. Filharmonia Berlińska jest dla mnie mekką ludzi, którzy chcą słuchać muzyki krystalicznej i doskonałej. Tam muzyka staje się sakrum.

RR: Krytycy podkreślają Pana zmysłowy i ekspresyjny styl gry na gitarze. Z czego on wynika?

KM: Jestem sobą, gram tak, jak sam tę muzykę odbieram. Prawdziwy wykonawca nie jest tylko odtwórcą, lecz także twórcą - oczywiście przy całym uszanowani wszystkich zapisów kompozytora w partyturze. Autentyczność artysty jest bardzo ważna. Kiedyś postawiłem sobie pytanie: dlaczego mam się właściwie chować za nutami? Przecież to jest ważne, abym dzielił się ze słuchaczem sztuką prawdziwą, autentyczną, bo wtedy ona do niego dotrze i wtedy on się sam w tej muzyce może usłyszeć.

RR: Jak został Pan gitarzystą? Dlaczego właśnie ten instrument?

KM: Zupełnie przypadkiem, miałem 11 lat. Nie grałem wcześniej na żadnym instrumencie. Ale dopiero po latach mogłem sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właśnie gitara. Ten instrument ma w sobie pewną intymność, której nie mają inne. Kiedy człowiek dojrzewa i wsłuchuje się też w siebie samego, często pyta się „dlaczego”? Ja zauważyłem, że najważniejsze rzeczy w życiu mówi się bardzo cicho. Nigdy nie krzyczymy tego, co jest najbliższe naszemu sercu. Gitara daje bardzo wysublimowaną subtelność i to nadaje temu instrumentowi wyjątkową intymność i wartość. Oczywiście każdy instrument jest piękny i potrafi zafascynować, ale dla mnie gitara dysponuje czymś bardzo niepowtarzalnym.

RR: Jak trudno jest pogodzić Panu taką wysublimowaną wrażliwość z dość drapieżnym, dzisiejszym rynkiem muzycznym na codzień?

Krzysztof Meisinger und Sopranistin Sumi Jo in der Berliner Philharmonie 07.12.2014
Berlińska publiczność nagradzała polskiego gitarzystę, sopranistkę i Capellę Bydgosiensis brawami na stojącoZdjęcie: DW/R. Romaniec

KM: Wszystko ze sobą jakoś współżyje. Owszem marketing ma w sobie coś pazernego, ale w połączeniu ze sztuką tworzy nową całość. Także wrażliwy artysta musi na rynku stawić czoła rzeczom, których normalnie w życiu unika. Kiedy ćwiczy się samemu w czterech ścianach, jest się bardzo szczęśliwym człowiekiem – tylko ja i muzyka. Kiedy wychodzę na zewnątrz, to jakbym wchodził w inny wymiar. Przyznam, że to ma też coś fascynującego. Dziś artysta musi się poruszać w obydwu światach, bo one samodzielnie nie zaistnieją. Staram się skupiać na tym, co dla mnie najważniejsze, czyli na muzyce. Ale konieczne jest całe zaplecze i sztab ludzi, bez których pomocy byłoby bardzo ciężko.

RR: Należy Pan dzisiaj do najbardziej cenionych gitarzystów na świecie. W Niemczech doceniono Pana ostatnią płytę „Melodia Sentimental”. Ma Pan szczególny stosunek do tej publiczności?

KM: To prawda, moja płyta została w Niemczech bardzo dobrze przyjęta, a krytyka uznała ją za jedną z 10 najlepszych płyt z muzyką klasyczną 2013 roku. Poza tym firma Lufthansa nadała jej statut płyty miesiąca. Bardzo się z tego cieszę, bo to owocuje. Bardzo sobie cenię współpracę z Kwartetem Filharmonii Berlińskiej – jednym z najlepszych kwartetów smyczkowych na świecie. Uwielbiam tych ludzi, bo imponują mi, że jako bardzo dojrzali i doświadczeni muzycy nie zatracili do dziś swojej młodzieńczości w tym co robią.

RR: Pana pierwszy koncert w Berlinie zakończył się owacją na stojąco, drugi podobnie. Jak ocenia Pan niemiecką publiczność?

Krzysztof Meisinger Gittarist
Krytycy podkreślają ekspresję i zmysłowość gry MeisingeraZdjęcie: DW/R. Romaniec

KM: Po prostu ją bardzo mocno kocham, bo ta publiczność reaguje bardzo spontanicznie, żywiołowo i łaknie muzyki, a raczej prawdy w muzyce. Jest absolutnie wyjątkowa – wymagająca i słuchająca. To niesamowite, ale jako muzyk słyszę u tej publiczości miłość do muzyki.

RR: Co radzi Pan młodym artystom, którzy stoją dziś także na początku i marzą o takiej karierze?

KM: Jedyne słowo, jakie dla mnie jest związane z byciem artystą to wytrwałość. Ono powinno stale przylegać do artysty. Tempo obecnego życia jest bardzo szybkie i widzę, że ludzie często chcieliby zdobyć sukces od razu. Ale to, co najprawdziwsze i najcenniejsze, jest wynikiem długiego procesu, u którego podstaw leży przede wszystkim wyrtwałość.

RR: Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Meininger mieszka w Szczecinie i należy dziś do najbardziej cenionych klasycznych gitarzystów na świecie. Koncertuje m.in. z Academy of St. Martin in the Fields, Kwartetem Berlińskim, Orkiestrą Praskiej Filharmonii, Orkiestrą Kameralną Filharmonii Narodowej w Warszawie i innymi światowymi orkiestrami. W niedzielę 7.12. koncertował w kameralnej sali Berlińskiej Filharmonii w towarzystwie Capelli Bydgosiensis. Jego gościem była światowej sławy koreańska sopranistka Sumi Jo. „Byłem zafascynowany jej głosem już jako chłopiec. Po pierwszym wspólnym występie w Paryżu długo nie mogłem do siebie emocjonalnie dojść, to wyjątkowe przeżycie”, przyznaje Meisinger.