1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Mol-Wolf: "Przekraczam granicę i czuję się jak w domu"

6 kwietnia 2018

Podjęła duże ryzyko, przejmując mało dochodowe czasopismo, ale odniosła duży sukces. Właścicielka wydawnictwa i redaktor naczelna „Emotion” mówi o swoim życiowym wyborze, kobietach i sytuacji w Polsce. WYWIAD

https://p.dw.com/p/2vVN2
Katarzyna Mol-Wolf
Katarzyna Mol-Wolf Zdjęcie: picture alliance/dpa/rtn-radio tele nord

Deutsche Welle: Mając 34 lata przejęła Pani w 2009 r. miesięcznik dla kobiet „Emotion”, założyła własne wydawnictwo, wydaje dwa inne magazyny - filozoficzny „Hohe Luft” oraz psychologiczny „Psychologie”. To chyba niemały sukces?

K. Mol-Wolf: Na pewno. Tym bardziej, że z zawodu jestem prawniczką, a wiedzę wydawniczą zdobywałam pracując przez 10 lat dla wydawnictwa Gruner + Jahr. W pewnym momencie zapragnęłam robić coś własnego. Okazja nadarzyła się w 2008 r., kiedy wydawnictwo postanowiło usunąć z portfolio mało dochodowe czasopisma, w tym magazyn dla kobiet „Emotion”. Szef zarządu Gruner + Jahr Bernd Bucholz uznał moją propozycję przejęcia "Emotion" za bardzo odważną. Chodziło o duże pieniądze, ale na szczęście udało mi się znaleźć inwestorów. Od 2009 r. miesięcznik zaczął ukazywać się w założonym przeze mnie wydawnictwie Inspiring Network w Hamburgu.

DW: Pani zespół to praktycznie same kobiety. A w jednym z wywiadów powiedziała Pani, że kobiety powinny obchodzić się ze sobą z większą życzliwością i wyrozumiałością. Jest z nami aż tak źle?

KM-W: Zdecydowanie. Kobiety mają większą skłonność do samokrytyki i rzadko same siebie chwalą. Obserwuję to na co dzień w mojej redakcji. Z trudem wybaczamy sobie błędy i potknięcia. Podajemy w wątpliwość własne kompetencje. A w przypadku sukcesu nie potrafimy się nim cieszyć, wręcz przeciwnie, raczej go pomniejszamy.

Prawa kobiet. Nie ma powodów do świętowania, tylko do dalszej walki

DW: A przecież jakże popularna jest obiegowa opinia, że robiąc karierę musimy być dużo lepsze od mężczyzn i bardziej bezwzględne. Za taką uchodziła Hillary Clinton, a jednocześnie kobiety zarzucały jej wyrachowanie i nastawienie wyłącznie na karierę. Coś się tu nie zgadza?

KM-W: Jeszcze niejedno musi się w tej kwestii zmienić. Z jednej strony wspaniałe jest to, że kobiety wnoszą do polityki więcej emocji i autentyczności, ale z drugiej strony nadmiar emocjonalności interpretowany jest jako wielka słabość. Krytykami Hillary Clinton byli nie tylko mężczyźni, ale i kobiety. Niestety, daleko nam jeszcze do równouprawnienia, ale nie znaczy to wcale, że powinniśmy innym kobietom utrudniać życie. Zamiast się wspierać i wzajemnie pomagać, jesteśmy wobec innych kobiet często zbyt surowe, zbyt krytyczne by nie powiedzieć, wręcz złośliwe.

DW: I Pani jako szefowa wydawnictwa stara się to zmienić?

KM-W: Bez wątpienia naszą cechą kobiecą jest dbałość o dobrą atmosferę w przedsiębiorstwie. Kiedy pracowałam dla Gruner + Jahr zauważyłam, że kobiety zafascynowane projektem ogromnie się angażują zapominając całkiem o sobie. Dlatego dbam o to, by w redakcji zachowana była zdrowa równowaga między pracą i życiem prywatnym. Chcemy służyć naszym czytelniczkom za wzór i dawać pozytywne przykłady tego, że poza pracą jest jeszcze tyle innych fantastycznych zajęć.

Okładka styczniowego wydania "Emotion"
Okładka styczniowego wydania "Emotion"

DW: Równouprawnienie, jak Pani stale podkreśla, jest w magazynie "Emotion" tematem sztandarowym. Ale w jednym z wywiadów ze znaną dziennikarką i publicystką Baschą Miką na ten temat doszłyście do mało optymistycznych wniosków... 

KM-W:  Zdaniem Baschy Miki równouprawnieniu w Niemczech zagraża regres, jeśli w tym kraju działają takie partie jak skrajnie prawicowa AfD, która propaguje nie tylko powrót do starego modelu podziału ról, ale stara się go wcielać w życie. Musimy się temu przeciwstawić, bo stwarza to dla nas duże niebezpieczeństwo. Równouprawnienie nie było nigdy czymś oczywistym i trzeba było je wywalczyć. Uważam, że my kobiety powinniśmy więcej angażować się politycznie.

DW: Byłoby nam lepiej?

KM-W: Większa liczba kobiet w polityce nie oznaczałaby automatycznie poprawy sytuacji. Gdyż kobiety potrafią być brutalne i bezwzględne na równi z mężczyznami. Ale chodzi o zapewnienie zdrowej równowagi. Zresztą podobnie jak w polityce potrzebujemy więcej kobiet również w innych branżach, np. technicznej i informatycznej w Niemczech. Są to dziedziny, gdzie jest jeszcze wiele do zrobienia.

Przeczytaj także : Niemcy: Na kierowniczych stanowiskach ciągle za mało kobiet 

DW: Rynek czasopism, poradników i magazynów lifestylowych dla kobiet w Niemczech jest ogromny. Czym różni się „Emotion” od „Brigitte” czy „Petry”?  

KM-W: „Brigitte”, „Barbara”, „Petra” i wiele im podobnych czasopism, oferując pewien określony model, typ kobiety, który uznany jest za wyjątkowy czy atrakcyjny, narzucają określone szablony postępowania i myślenia. W przypadku „Emotion” już sama nazwa jest neutralna. My pragniemy nakłonić kobiety do myślenia, że są wspaniałe takie, jakie są. Chcemy inspirować nasze czytelniczki, pokazać różne modele życia. Chcemy je wspierać w wyborze własnej drogi. Myślę, że kobiety mają tu jeszcze sporo do zrobienia. Ja sama długo nie miałam poczucia własnej wartości. Pojawiło się ono wraz z przekonaniem, że chcę zostać przedsiębiorcą. Ta droga stała się moim życiowym wyborem.

DW: "Emotion" trudno znaleźć w kioskach czy na półkach sklepowych z prasą. Sama kupuję go na dworcu kolejowym...

KM-W: Z moją obecną wspólniczką Anke Rippert pracujemy aktualnie nad tym, by magazyn dotarł do szerszego grona czytelników, znalazł się także w kioskach, a nie tylko w wybranych punktach sprzedaży. Dlatego zamierzamy zwiększyć nakład i dotrzeć do nowych czytelników. 

Przeczytaj: Magazyn „Emma“ - 40 lat w walce o prawa kobiet w Niemczech

DW: Czy zetknęła się Pani z kobietami, które były dla Pani przykładem?

KM-W: Największym przykładem była dla mnie zawsze moja mama, która ze mną i jedną walizką w ręce wyjechała w 1981 r. do Niemiec, uciekając przed komunizmem, przed aresztowaniem, bo była działaczką "Solidarności". W Niemczech poszła swoją drogą - wolna i z dala od zagrożeń i szykan ówczesnego polskiego systemu. Mama udowodniła mi, że jeśli zdobędziemy się na odwagę i jesteśmy przekonane o tym, co chcemy robić, to jesteśmy w stanie osiągnąć w życiu bardzo wiele. Dlatego z tak wielkim oddaniem poświęcam się w mojej pracy wydawniczej misji, która ma za zadanie uświadomić każdej z nas, że nikt inny, tylko my same decydujemy o swoim życiu.

DW W Niemczech żyje Pani od 37 lat. Bywa Pani czasem w Polsce?

KM-W: Tak, i jak przekraczam granicę w Zgorzelcu, poczuję zapach polskiego powietrza, od razu czuję się jak w domu. Bardzo czuję się związana z Polską i mile wspominam moje beztroskie dzieciństwo do siódmego roku życia. To był znaczący okres w moim życiu, bo potem wyjechałam z mamą do Monachium. I aczkolwiek to nie był dla mnie wcale zły czas, jednak skończyło się moje dzieciństwo, takie jakie pamiętam jeszcze z Polski. Urodziłam się we Wrocławiu, ale mieszkałam w Jeleniej Górze. Dlatego, kiedy jadę do Jeleniej Góry, czuję się jak w domu.

DW: Śledzi Pani wydarzenia w Polsce? W ostatnim czasie doszło ponownie do protestów Polek przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Jak ocenia Pani tę sytuację?

KM-W: To, co dzieje się aktualnie w Polsce jest zatrważające. Opuściłyśmy kraj uciekając przed komunizmem. I kiedy teraz przyglądam się temu, co się tam obecnie dzieje, odnoszę wrażenie, że wracamy do czasów i sytuacji, z powodu których uciekałyśmy. Gdybym nie czytała na bieżąco gazet, mogłabym pomyśleć, że to jakiś niesmaczny żart. Przerażające są także działania rządu ws. ustawy antyaborcyjnej. A przecież byliśmy w Polsce o wiele dalej i teraz taki niespodziewany zwrot. Aż trudno w to uwierzyć. Dlatego jestem zdania, że demonstracje polskich kobiet są ważnym sygnałem. Postanowiły się bronić.

Rozmawiała Alexandra Jarecka

Chcesz mieć stały dostęp do naszych artykułów? Dołącz do nas na Facebooku!

*Katarzyna Mol-Wolf - prawniczka z tytułem doktorskim, druga obok Julii Becker (Grupa Medialna Funke) właścicielka wydawnictwa w Niemczech. Redaktor naczelna magazynu "Emotion" jest także autorką książki "Mit dem Herz in der Hand" (Z sercem na dłoni), w której opisuje emigrację z matką do Niemiec, niełatwe początki i drogę do samodzielności. Swoją sześcioletnią córkę Katarzyna Mol-Wolf zabiera tak często, jak to możliwe do Polski, by poznała język.