FAZ o karach dla dręczycielek w hitlerowskich obozach koncentracyjnych
4 września 2013„W ostatnich latach przybyło wiele badań naukowych zajmujących się ściganiem zbrodniarzy hitlerowskich. Coraz więcej poświęca się w nich uwagi nie tylko specyfice krajów czy płci, lecz także dyskusjom prawników i debatom publicznym, które odbywają się w związku z procesami nazistów” - pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ). Frankfurcki dziennik zwraca uwagę na artykuł Andrei Rudorff, który ukazał się niedawno w czwartym zeszycie periodyka naukowego „Zeitschrift für Wissenschaft” pod tytułem „Ściganie w Polsce kobiecego personelu nadzorczego hitlerowskich obozów koncentracyjnych”. To historia dotychczas mało znana, zauważa FAZ, powołując się na opinię Rudorff, której rozprawa doktorska dotyczyła podobozu kobiecego Gross-Rosen. Gazeta przypomina, że niektórym aufzejerkom wymierzono kary w Polsce jeszcze przed zakończeniem wojny. „Odbywało się to też w bardzo spektakularny sposób” - zauważa FAZ. Pierwszy proces przeciwko nadzorczyniom z obozów koncentracyjnych trwał w Lublinie od 27 listopada do 2 grudnia 1944 roku. Sądzono strażniczki z KL Majdanek. Wyrok śmierci wykonano publicznie już następnego dnia po zakończeniu procesu na terenie obozu koncentracyjnego w Majdanku - przypomina FAZ.
Inne nadzorczynie stanęły przed polskim sądem w maju 1946 roku, w procesie załogi obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Egzekucja pięciu strażniczek skazanych na śmierć też odbyła się publicznie - pisze FAZ. ”Egzekucji tej dokonało jedenastu byłych więźniów obozu w tym kobieta, która pojawiła się w obozowym pasiaku. Lecz publiczne egzekucje już wtedy były bardzo kontrowersyjne i przestano je wykonywać kilka miesięcy później” - podaje gazeta.
FAZ pisze, że w ocenie Andrei Rudorff, w Polsce odpowiadało przed sądem tylko 95 obozowych nadzorczyń, czyli 10 procent z ogółem 3, 5 tys. kobiet z żeńskich grup nadzorczych w hitlerowskich obozach na terenie okupowanej Polski.
Małą liczbę skazanych w Polsce strażniczek z nazistowskich obozów koncentracyjnych, niemiecka historyk tłumaczy „trudnościami, z jakimi w Polsce powojennej borykał się system sprawiedliwości. Wielu nadzorczyniom udało się uniknąć aresztowania dzięki ewakuacji obozów w KL Auschwitz i KL Majdanek przed ofensywą Armii Czerwonej” - pisze gazeta. Ująć udało się te kobiety z grup nadzorczych, które były zatrudnione w KL Gross-Rosen na Dolnym Śląsku. SS rekrutowało je z pobliskich miejscowości. Nadzorczynie powróciły do domów. Tam wciąż rozpoznawali je jako ich dręczycielki więźniowie obozu i składali doniesienia do władz - wyjaśnia FAZ.
„Szczegóły o tym, co się z nimi działo potem, nie są znane. Tak samo jak niewyjaśniona jest sprawa, czy były umieszczane w tym polskim obozie internowania, gdzie w pierwszych latach po wojnie wegetowała liczna grupa Niemców, którym nigdy nie wytoczono procesu, a którzy zmarli na skutek głodu, maltretowania i epidemii” - dodaje frankfurcki dziennik.
Barbara Cöllen