1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ekspert: statystyki bezrobocia to ogłupianie ludzi

4 stycznia 2018

Publikowane dane na temat bezrobocia są całkowicie błędne i zmanipulowane. To graniczy z ogłupianiem ludzi - mówi Heinz-Josef Bontrup.

https://p.dw.com/p/2qJBP
Kolejka bezrobotnych przed Agencją Pracy w Gelsenkirchen (2011)
Kolejka bezrobotnych przed Agencją Pracy w Gelsenkirchen (2011)Zdjęcie: picture-alliance/dpa/J. Stratenschulte

DW: Określił Pan kiedyś publikowanie statystyk bezrobocia mianem "ogłupiania ludzi". Dlaczego?

Heinz-Josef Bontrup*: Bo mamy do czynienia ze zmanipulowanymi liczbami. Nie tyle zmanipulowane przez Federalną Agencję Pracy, która je tylko publikuje, co przez  polityków. Za pomocą kilku ustaw zmienili oni definicję bezrobocia, która jest zapisana w kodeksie zabezpieczenia społecznego. Efekt tego jest taki, że liczby te nie oddają rzeczywistego poziomu bezrobocia.

DW: Czego brakuje w oficjalnych statystykach?

Heinz-Josef Bontrup: W statystykach tych brakuje np. ludzi liczących po 58 lat lub więcej. Politycy mówią, że ludzie ci mają nikłe szanse na zdobycie pracy. Dlatego pominiemy ich. Bezrobotni, którzy wysyłani są na szkolenia przez agencje pracy również nie są uwzględniani w statystyce bezrobocia. A jeśli osoba bezrobotna zgłosi się jutro do agencji pracy ze zwolnieniem lekarskim również przestaje być uwzględniana. Także osoba bezrobotna wykonująca prace publiczne za 1 euro za godzinę wypada ze statystyk. A przecież są to ludzie, którzy w rzeczywistości są bezrobotni, ale nie są uwzględniani z definicji. To są ciężkie manipulacje, za które odpowiedzialni są politycy.

DW: Jak wyglądałyby statystyki bezrobocia, gdyby uwzględnić wszystkich tych ludzi?

Heinz-Josef Bontrup: W listopadzie mieliśmy oficjalnie blisko 2,4 mln zarejestrowanych bezrobotnych. Można do nich doliczyć prawie milion nieuwzględnionych z definicji.

DW: Oznaczałoby to że mamy 3,4 mln bezrobotnych...

Heinz-Josef Bontrup:  Federalna Agencja Pracy nazywa ten milion osobami zatrudnionymi w niepełnym wymiarze. Ale to fałszywa definicja, bo zatrudnienie w niepełnym wymiarze godzin to coś innego. To ludzie, którzy pracują np. 20 godzin tygodniowo, a chętnie pracowaliby 30 albo więcej godzin w tygodniu.

 Prof. Bontrup
Prof. Heinz BontrupZdjęcie: Ulrich Zillmann

Od czasu ponownego zjednoczenia Niemiec łączna suma roboczogodzin w Niemczech pozostała na tym samym poziomie i wynosi 60 mld rocznie. Tyle, że ta suma jest zupełnie inaczej rozłożona niż kiedyś. Wprawdzie dziś pracuje więcej ludzi. Ale tylko dlatego, że odsetek osób pracujących na niepełnych etatach wzrósł drastycznie, a jednocześnie zmalał odsetek osób pracujących na pełnych etatach. I tak odsetek osób pracujących na niepełnych etatach w 1991 r. wynosił 17,9 procent. W 2016 roku odsetek ten wynosił 37,5 proc. W przypadku osób zatrudnionych na pełnych etatach odsetek ten zmalał odpowiednio z 82,1 do 62,5 proc.

DW: Wielu uważa to za element elastyczności na rynku pracy. Nie każdy może albo chce pracować na cały etat.

Heinz-Josef Bontrup: To prawda. Ale istnieją badania, według których prawie 3 mln osób, pracujących w niepełnym wymiarze godzin chętnie pracowałyby więcej. Jeśli doliczy się ich do wymienionych 3,4 mln bezrobotnych to mamy do czynienia z 6,5 mln bezrobotnych i pracujących w niepełnym wymiarze godzin. To ujawnia całą katastrofę na niemieckim rynku pracy.

DW: Jak wysokie są koszty, które powstają z tego powodu?

Heinz-Josef Bontrup:  Federalna Agencja Pracy przeprowadza od 2001 r. specjalne badania na ten temat. Według nich koszty fiskalne masowego bezrobocia w Niemczech w latach 2001 do 2015  (nowszych danych nie ma)  wynosiły rocznie 69 mld euro. Łączne zadłużenie niemieckiego budżetu w tym samym czasie wynosiła średnio 434 mld euro rocznie. Widać po tym, że gdyby Niemcy miały od 2001 r. pełne zatrudnienie w gospodarce to państwo nie musiałoby się w ogóle zadłużać, a nawet osiągnęłoby nadwyżki. Widać po tym cały ekonomiczny dramat masowego bezrobocia w Niemczech.

DW: To politycy definiują statystyki bezrobocia mając jednocześnie interes w tym, by liczby były jak najniższe, bo uważane są one za wskaźnik efektywnej polityki...

Heinz-Josef Bontrup: Tak, oczywiście, to główny motyw działania polityków.

DW: Czy są państwa, które prezentują bardziej uczciwe statystyki?

Heinz-Josef Bontrup: W Unii Europejskiej poszczególne kraje zachowują się podobnie. Są jeszcze liczby Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP), ale ich statystyki bezrobocia są jeszcze gorsze i bardziej zmanipulowane. Uwzględniają one nie bezrobotnych, tylko tak zwanych niezatrudnionych. Dla MOP człowiek nie jest bez zatrudnienia, jeśli pracuje choć jedną jedyną godzinę tygodniowo. Można to uznać za cynizm. W ten sposób na poziomie międzynarodowym liczby wypadają o wiele za nisko. I ekonomiści wykorzystują niestety te całkowicie błędne i zmanipulowane dane, aby porównywać ze sobą stopę bezrobocia w różnych krajach. Nie mam absolutnie żadnego zrozumienia dla tego typu ogromnej manipulacji, która w rzeczywistości graniczy z ogłupianiem ludzi.

Przeczytaj też:Eksperci: Europa staje się trochę bardziej sprawiedliwa społecznie

DW: Pomimo tych przytoczonych przez pana argumentów nikt specjalnie nie zdaje się przejmować statystykami bezrobocia. Liczby te co miesiąc dyskutowane są w gronie ekspertów, a na ich podstawie podejmowane są decyzje polityczne. Dlaczego tak jest?

Heinz-Josef Bontrup: Jest tak dlatego, że politycy nie są zainteresowani tym, by mówić narodowi prawdę. To brzmi lepiej, jeśli mogę powiedzieć, że stopa bezrobocia maleje, a stopa zatrudnienia wzrasta. Ale to jest, jak mówiłem, manipulacja i nie ma nic do czynienia z ekonomiczną rzeczywistością. Generalnie mamy do czynienia z ogromną porażką polityków. Za to nasi polityczni przedstawiciele powinni zostać rozliczeni.
rozmawiał Andreas Becker

tłum. Bartosz Dudek

*Heinz-Josef Bontrup - niemiecki ekonomista, badacz rynku pracy, profesor Westfälische Hochschule Gelsenkirchen, Bocholt, Recklinghausen.