1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Z chwili wielkiej słabości format G7 może wynieść nowe siły

Elżbieta Stasik
8 czerwca 2018

G7 sprawdza się tylko wówczas, kiedy Zachód funkcjonuje jako jedność, a akurat tego dzisiaj brakuje – stwierdzają komentatorzy niemieckiej prasy u progu szczytu w Kanadzie.

https://p.dw.com/p/2z6fE
Kanada Whistler -  Flaggen werden aufgestellt
Zdjęcie: picture-alliance/empics/The Canadian Press/J. Hayward

„Otwartym pozostaje pytanie, czy na spotkaniu w Kanadzie przywódcy państw G7 zdołają się pogodzić co do wspólnego komunikatu końcowego. Zależy to od Donalda Trumpa. Z nim na swoim czele USA stały się niepewnym partnerem” – stwierdza „Berliner Zeitung”. Jak jednak zauważa dalej: „Akurat w tej chwili wielkiej słabości format G7 może wynieść nowe siły i znaczenie, jeżeli skonfrontuje hazardowe ciągoty Trumpa ze swoją nową powagą i zaskoczy świat konkretami. Organizator szczytu - Kanada - wybrała na jego nadzwyczajne tematy prawa kobiet i ochronę oceanów. Zamiast opowiedzieć się za znaczeniem tych tematów, G6 musiałyby uzgodnić konkrete cele i programy, po czym po prostu rozpocząć ich realizację, nie czekając na kolejny szczyt”.

Landeszeitung" z Lueneburga przeprowadza daleko idące paralele:

„Prezydent USA, który obiecuje ochronę przed zagraniczną konkurencją. 1000 ekonomistów, którzy ostrzegają przed katastrofalnymi skutkami represyjnych ceł. Prezydent nic sobie jednak nie robi ani z kompetencji, ani z 33 rządów protestujących przeciwko nowym barierom handlowym. Dotknięte narody uderzają rykoszetem. To, co się wydaje aktualnymi wiadomościami, w rzeczywistości jest skokiem w lata 1928-1930. Ówczesny prezydent USA Herbert Hoover dał 90 lat temu słowo amerykańskim farmerom, tak jak dzisiaj Donald Trump amerykańskim metalowcom. Upór Hoovera nie pozostał przypisem historii: rozpętana przez niego wojna handlowa zaostrzyła Wielką Depresję. Kto u progu szczytu G7 w Kanadzie czuje zbliżanie się nowej ery, w żadnym wypadku nie przesadza. Święta Wojna Trumpa przeciwko światowemu porządkowi handlowemu przypomina swoją ignorancją dżihad islamistów”.

Komentator berlińskiego dziennika „Tageszeitung" rozprawia się z całym Zachodem:

„Z perspektywy mrówki szczyt G7 jest właściwie ostatnim stopniem do rządzenia światem. Przywódcy siedmiu najpotężniejszych przemysłowych krajów spotykają się raz w roku i rozwiązują wszelkie problemy. (…) Tym lepiej, że nie ma już w tym gronie mąciwody Rosji, która tylko przez przypadek wślizgnęła się podczas krótkiej, euforycznej fazy w późnym XX wieku. Ach tak, Chiny, właściwie druga potęga na świecie, z zasady należą do tej grupy, ale w tych nieprzeniknionych czasach może to i dobrze, że zachodni przywódcy mogą zostać między sobą, zanim natkną się na Putinów, Xi, Erdoganów i ich wielu naśladowców. (…) Funkcjonuje to jednak tylko tak długo, jak długo Zachód funkcjonuje jako jedność. A z tym dzisiaj jest niedobrze. Nie chodzi tylko o aktualną wojnę handlową między USA i innymi, chodzi o podstawową zasadę incompatibilitas. Anegdotyczne stwierdzenie, że z G7 zrobiło się G6+1, bo Trump pasuje raczej do obozu Putina, Xi i Erdogana niż do kręgu ucywilizowanych przywódców, jest oczywiście bzdurą, co nie znaczy, że kompletną pomyłką. Zachód oddala się od siebie.

Dla Donalda Trumpa lojalność wobec sojuszników i dotrzymywanie umów jest nieznanym pojęciem. Theresa May jest zajęta brexitem. Angela Merkel jest reliktem minionej ery. Emmanuel Macron byłby chętnie przywódcą wolnego świata, ale nikt nie chce być przez niego prowadzony. Przywódcy Japonii i Kanady mają już za sobą utratę znaczenia, która czeka jeszcze Macrona. A obecni przedstawiciele Włoch przypuszczalnie sami nie wiedzą, za czym opowiada się obecnie ich kraj. Kto oczekuje od kręgu G7, że rozwiąże on problemy, rozczaruje się”.